Tak, czy inaczej Caxi i mojemu tacie się podobało, więc postanowiłam zobaczyć z jaką reakcją spotka się tutaj. Ci, którzy mnie znają, mogą wyciągnąć z tego trochę zbyt dużo, mimo że zastosowałam pseudonimy.
I tak zakładam, że znów nikt nie skomentuje, ale cóż... :(
*
Nie wierzyłam, że potrafię was tym poruszyć...
Nauczycielka prawie wypchnęła ją na scenę, nerwowo szepcząc "już, już". Dziewczyna tylko wywróciła oczami i posłusznie ruszyła wolnym krokiem. Przecież przed nią stali jeszcze zapowiadający, dokładnie słyszała ich głosy, ich pełne uśmiechu słowa o przeniesieniu się do świata poezji, słyszała własne nazwisko wypowiadane ich ustami. I oczami wyobraźni widziała jak ludzie na widowni wzdychają ze znudzeniem, wyjmując z kieszeni komórki lub wymieniając szeptem między sobą uwagi, plotki, czy pogłoski. Dlaczego miałyby ich interesować wiersze? Tylko nauczyciele uśmiechali się przyzwalająco, zmęczeni nowoczesnym tańcem i fałszowanym śpiewem. Nawet panna M została, jak mówiła, na swoim krześle na zapleczu i rysowała, gadając z dopiero co poznanymi ludźmi z gimnazjum Anelim. Sama twierdziła, że jest samotnym, psychicznym człowiekiem i boi się innych, ale w rzeczywistości miała niesamowity dar zjednywania sobie rówieśników. Anel to wiedziała. Gdyby przyszła tu sama, spędziłaby cały dzień na czytaniu, wymieniając z resztą uczniów zaledwie kilka słów. Przy przyjaciółce stawała się inna, weselsza, bardziej otwarta...
Pokręciła lekko, niezauważalnie głową, odganiając niepotrzebne myśli. Zapowiadający znikali za kotarą, a oczy widzów momentalnie skierowały się na nią. Pokaz szermierczy wyszedł średnio; był za krótki, nauczycielki nie pozwoliły im na wzięcie kogoś ze sceny... Ale teraz miała drugą szansę. Przez chwilę prawie każdy patrzył właśnie na Anelim i tylko od niej zależało, czy te spojrzenia się utrzymają. A ona wiedziała jak to zrobić, jak ich poruszyć, jak zwrócić uwagę i dotknąć uciszonych zakamarków duszy. Musieli tylko poczekać, wykazać się minimalną dojrzałością lub grzecznością. Resztą zajmie się ona, udowodni im, że prawdziwa, dobrze powiedziana poezja potrafi być piękna.
Zaczęła zdecydowanie, ale w miarę normalnym głosem, z burzą jeszcze uciszoną w głębi. Opisała im to, co oczami wyobraźni dostrzegła już dawno temu, modelując słowami i nadając im barwy. Niektóre oczy odwróciły się, nie rozumiejąc, ale większość głów nadal była uniesiona. A dziewczyna przechodziła ze zwrotki w zwrotkę płynnie, umiejętnie, spojrzeniem błądząc po ich twarzach. Potem uderzyła, podniosła głos razem z wybuchającym granatem, krzyknęła razem z lecącą kulą. Uczniowie podnieśli wzrok znad szyb telefonów. Lecz właśnie wtedy to przestało mieć już znaczenie.
Bo dziewczyna zapomniała o nich wszystkim i o całym tym głupim życiu już gdy opisywała redutę. Przeniosła się w świat Mickiewicza, o ileż prostszy i, zdawałoby się, piękniejszy niż ten. Tak tragiczny i cudowny zarazem. Mówiła, krzyczała, szeptała i syczała, nieświadoma wpatrzonych w nią oczu, chociaż wciąż błądziła po nich wzrokiem - tak zalecano, łapać kontakt z odbiorcą. Co z tego, że w sali było prawie całkiem ciemno, a ona przeniosła się zupełnie gdzie indziej. Wąski snop światła tylko od czasu do czasu dotykał jej wątłej sylwetki, gdy przy silniejszych uderzeniach wchodziła w jego koło. Bo dziewczyna krążyła po scenie. Cofała się, zbliżała, otaczała, malowała. Zawsze.
Urwała na ułamek sekundy jedynie po to, by zaatakować ostro wraz z szaleńczym "ura". Pędziła niczym wściekły gepard, jak kiedyś na świerszczykowych wierszykach z lokomotywą... Teraz już wszystkie oczy patrzyły na nią. Szmer nie był już znudzeniem, a zainteresowaniem. Przemknęło jej przez myśl, że może jest za głośna. Zignorowała to.
Zresztą zaraz po kulminacji nastąpiło wyciszenie. Weszła w stonowane piano, w emocjonalny szept lecz nie porzuciła uczuć - przeciwnie, było ich jeszcze więcej. Krążyła, tłumaczyła, grała. Na twarzach siedzących blisko dyrektorek uśmiechy zastępowały się z powagą, zdumieniem i uniesieniem.
Ta zwrotka się dłużyła, była skomplikowana, do rzeczy, chyba najtrudniejsza. Tu dziewczyna zeszła chwilę na ziemię, bo bała się, że popełni błąd. Ale nieważne. Wiedziała, że i tak pomknie dalej. Wszelkie pomyłki tuszowała od razu, wymyślała na poczekaniu nowe, pasujące do sylabiczności i rytmu słowa. A było tych błędów przecież tak mało...
Gdy zdawało się, że całkiem ucichnie, gdy niektóre głowy już ponownie chowały się w ekranach telefonów dziewczyna powoli wstąpiła w snop światła i ponownie grzmotnęła z niesamowitą, niepasującą do jej małej, zagubionej postury, siłą. Zaatakowała jak nigdy, prawie się wydarła, nie pozostawiając jednak w słowach ani odrobiny miejsca na chaos, bałagan i brzydotę. Wzniosła się na moment tam, gdzie kochała być, poczuła się przez chwilę taką, jaką być pragnęła. Znów nie liczyło się nic, znów wszyscy patrzyli na nią, zastanawiając się, czy to jest ta Anelim, którą znają.
A ona ściszała wolniej, słabiej, nie spuszczając z mocy i zdecydowania, choć wycofując się powoli z koła blasku. Tembr jej głosu uderzał w ściany sali, słowa przesycone były pewnością, odwagą i swoistą nienawiścią, gniewem wymierzonym w świat. Patrzyła na widzów, szukając w nich odpowiedzi. Kierowała oczy ku niebu. Wznosiła wątłą pięść. Cofała się w ciemność na tyłach sceny. To był jej gest. To była jej walka.
"Karząc to plemię zwycięzców zbrodniami zatrute
Bóg wysadzi tę ziemię, jak on, swą redutę."
Umilkła, stanąwszy z tyłu sceny, przestając się cofać. Jej przesączone pewnością i barwą słowa zawisły na króciutki moment w powietrzu, a potem znikły bezpowrotnie - tylko zasłuchanym widzom wydawało się, że nadal słyszą tembr głosu dziewczyny. Ona przestała czuć magię, którą przed chwilą była przecież całkiem pochłonięta. Wróciła do rzeczywistości, do swej zwykłej, niepełnej postaci, godziła się przecież na nią. Przypomniała sobie, że to stara, niemodna poezja Mickiewicza, że im nie ma prawa się to podobać. Ukłoniła się prędko, niezdarnie, wyłączyła mikrofon i chyląc głowę ruszyła w kierunku kotar. Lecz gdy tak uciekała sala zatrzęsła się od braw - gromkich, głośnych, przerywanych nieśmiałymi gwizdami. "Głupia." - rzuciła w myślach. - "Robią to dla zasady, pokazu, grzeczności... Dlatego, że inni też. Nie czują tego co ty." Skryła się w ciasnym pokoiku, wymieniając z zapowiadającymi. Odłożyła tylko mikrofon, dostrzegła w biegu pięknie umiechnięte usta psycholożki ułożone w słowa "było świetnie" i z grzecznym "dziękuję" pognała schodami do drugiej sali.
Zapowiadający opowiedzieli suchara i z uśmiechem kazali przywitać chłopaków z kabaretem.
*
Przyjaciółka siedziała na swoim krześle, w zdjętych szelkach i bez bluzy. Kręciła się nerwowo i uśmiechała, na jej kolanach leżał zeszyt z rysunkami.
Anelim skrzywiła usta w czymś, co możnaby uznać za śmiech.
- No i co, miałaś mnie w dupie? Gadałaś z nimi? - wskazała na pierwszoklasistów siedzących na parapetach.
- Boże, Anel, to było... - panna M poderwała się z krzesła. - Ja tu teraz przybiegłam, żebyś się nie kapnęła, że słuchałam...
Anelim zaśmiała się dźwięcznie.
- Poszłaś tam? Słuchałaś mojej recytacji?! Ty? - niedowierzała.
- Tak! Poleciałam, kurwa i potem na łeb, na szyję, z powrotem, żeby... No, ale to było wspaniałe. Ciary mnie przechodziły, Anel, wytrzeszczałam oczy i zastanawiałam się, czy to serio ty. Takie...cholera, to ona? Niemożliwe...
Dziewczyna od reduty odwróciła tylko twarz. Panna M była w stosunku do niej zawsze szczera. Może jednak te brawa nie były tak naciągane...
*
~Anelim
*
~Anelim
Bardzo mi się spodobało. Niezwykle opisałaś wydarzenia, poczułam się jak osoba na widowni...chłonęłam każde słowo i byłam pod coraz większym wrażeniem. To było świetne :)
OdpowiedzUsuńSuper 😊. Świetnie opisałaś tą całą dynamikę wypowiedzi. Możesz pisać tego więcej, ale recenzji też ma nie zabraknąć.
OdpowiedzUsuńWspanialy tekst autobiograficzny :) oby więcej takich ale nie zapominaj również o recenzjach :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. <3
OdpowiedzUsuń(Napisałabym więcej, ale wszyscy powyżej już ujęli to wszystko lepiej ode mnie).
Ta "niemodna" poezja to "Reduta Ordona"? Wow. Ja padłabym po trzech zwrotkach.
I przez "padłabym" rozumiem "nie byłabym w stanie dalej recytować" :)
UsuńDzięki :). Cóż, tak, to "Reduta Ordona" i recytowałam prawie całość, ale dla mnie to przyjemność... XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń