środa, 9 marca 2016

Opowiadanie 14, cz. 2

W Krainie Snów - Ten przyjemny lęk, cz. 2




- Co tu robisz? - spytał, nalewając mi herbaty.
Westchnęłam. No tak, nawet najbardziej wyrozumiały facet musiałby w końcu o to zapytać. A ja, jak jakaś głupia, robiłam sobie nadzieje...
W sumie, czemu nie? Wprowadził mnie do domu bez żadnych pytań ani tym podobnych. Niby powinnam być bardziej zaniepokojona i ostrożna, ale cóż tutaj mogło się stać? Nawet najgorszy horror nie byłby prawdziwy. A chłopak budził zaufanie. Czułam to. W takich sytuacjach korzystnie jest zdać się na intuicję.
Domek był zresztą bardzo przytulny i ładnie, choć staroświecko urządzony. W dziennym pokoju stał pokaźny kominek, z którego ciepło buchał ogień. We wnęce kuchennej zawieszono na ścianach łyżki, talerze, sznury czosnku i kiełbasy. Szafki oraz kredens przypominały mi meble mojej babci.
Dla kontrastu po drugiej stronie pokoju umieszczono całkiem zwyczajną kanapę i stolik. Dalej ujrzałam dwoje drzwi, zapewne prowadzących do sypialni. Przez szparę jednych z nich wybiegało skąpe światło. Zdawało mi się też, że słyszę ciche dziecięce głosiki. Nie wiedziałam, czy się uspokoić, czy przestraszyć.
Tymczasem mój gospodarz zaparzył herbatę i razem z filiżankami oraz ciastkami, postawił imbryk na stoliku. Zaprosił mnie gestem, bym usiadła. Posłuchałam. Chłopak sięgnął po herbatę, więc zrobiłam to samo. Upiłam trochę. Była naprawdę pyszna! Gorąca i mocna,  z korzennymi przyprawami.
No ale nie mogłam się nią długo cieszyć, bo trzeba było odpowiedzieć na pytanie.
- Hmm... - zaczęłam. Beznadzieja. - Przechodziłam tędy.
- Nawiedzonym lasem w środku nocy? Krzakami?
- Taak, dokładnie... - ech, miał mnie. Dlaczego musiałam trafić akurat na jakiś okryty złą sława las? - Obserwowałam tutejsze gwiazdozbiory. Jak się pewnie domyślasz, nie mogłabym tego robić w dzień. A w lesie, z dala od świateł miasta, są one widoczne o wiele lepiej.
- Ach, tak. - uśmiechnął się krzywo. W sumie było w tym trochę prawdy. Znałam się na astronomii i często wędrowałam w celu obserwacji nocnego nieba. Ale nie tutaj. A mój niby luzacki i szczery ton był dość mocno naciągany. Fakt.
- No, niech ci będzie. - chłopak wstał. - Całkiem niezła historyjka, ale masz za mało pewności w głosie. Nad tym musisz popracować.
Że co? Wszystko zauważył i tak prostu z mostu to powiedział?  I nie chciał znać prawdy? Zwracał się do mnie tak... Kim on, do cholery jest?
Podszedł do mnie. Ech, czyli zaufanie mu to był jednak zły pomysł. Wszystkie moje pomysły były złe.
- Teraz powiedz mi, co robisz TUTAJ. I dlaczego wybrałaś akurat to miejsce. Bo nie był to zbyt trafny wybór.
- O co ci chodzi?
- Nie udawaj głupiej. Wiem, że to nie twój świat. Wiem, kim jesteś.
- Skąd...skąd wiesz? - dosłownie zaparło mi dech w piersiach. Porzuciłam całkowicie ostrożność i kłamstwa, a mój mózg nawet nie przyjął możliwości, że ten rudzielec to jakiś chory psychopata. Być może była to wina tej dziwnej, intuicyjnej ufności, jaką darzyłam go w duchu. Jakbym wyczuwała, że jest po mojej stronie i że bardzo wiele mnie z nim łączy.
Chłopak wyciągnął z tym swoim krzywym uśmiechem rękę.
- Kayne. Śniący z planety Niro. - przedstawił się.
Lekko zdezorientowana wstałam, uścisnęłam jego dłoń, mrucząc swoje imię. Śniący? Czy on miał na myśli moje dziwne schorzenie? Nazwa pasowała... Też je więc posiadał?
W głowie kręciło mi się od pytań. Głupia! Przecież to tylko sen, on jest wytworem twojej wyobraźni. Ale...nigdy nie widziałam nikogo takiego. Na pewno?
Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładniej.
Mimo rudych włosów i okularów był całkiem przystojny. Przede wszystkim chyba dużo ćwiczył, bo pod flanelową koszulą w kratę widziałam czujne, wytrenowane mięśnie bez grama tłuszczu. Poza tym natura jako jednego na tysiąc rudych nie obdarzyła go piegami, w zamiast za nie dając wyjątkowo ładny, prosty nos. Może Kayne nie wygrałby wyborów na mistera, ale z pewnością nie musiał narzekać na brzydotę.
Nie widziałam nikogo takiego. Każdy, znany mi rudy okularnik był zwyczajnie nieładny. Nie ubliżając rudym okularnikom - często okazywali się niesamowicie mądrzy, co rzadko mogę powiedzieć o przystojnych, lubianych chłopcach.
Ale Kayne... Miał w sobie coś, czego całkowicie nie znałam. Jakby naprawdę pochodził z innej planety. Czyżby to było możliwe?
"Tu wszystko jest możliwe." - pomyślałam wściekle. - "Ale nieprawdziwe i wyśnione. Zniknie."
Czy na pewno? Przecież już kiedyś spotkałaś kogoś, kto miał w sobie coś podobnego - przypomniał większy, samoistny, daleki głos.
To prawda. Spotkałam. I to właśnie w tej rzeczywistości.

Kayne ponownie napełnił puste filiżanki herbatą.
- Pewnie masz masę pytań. To wszystko musi wydawać ci się nieprawdopodobne. Cóż, jako Juki, jest. A z tego co wiem, tobie wiadomo najmniej. Należysz do tych, którzy nawet nie chcą zawierzyć, że to się dzieje całkiem realnie i że można nauczyć się nad tym panować. Uważacie to za schorzenie, czy tako?
Jak zwykle rozumiałam słowa, mimo że pewnie należały do innego języka. Jednakże niektóre zwroty pozostawały dla mnie zagadkowe i nieznane. W głowie kotłowało mi od szoku, a serce dziko rwało się w piersi. Nie wiedzałam o co mu chodzi, ale z pewnością mówił o TYM i to wszystko niezaprzeczalnie mnie dotyczyło. Nie mogłam uwierzyć, że mój umysł wytwarza tak skomplikowaną marę. Nie chciałam wierzyć, że to jednak nie mara.
A gardło miałam ściśnięte. Milczałam głucho, choć Kayne wpatrywał się we mnie wyczekująco.
W końcu w jego oczach pojawiła się irytacja, westchnął ciężko.
- Nie łapiesz. Totalnie. I co ja mam z tobą zrobić?
Znów odpowiedziała mu cisza. Naprawdę chciałam coś powiedzieć, nawrzeszczeć, wypytać, wszystko naraz, ale aparat słuchowo-gębowy odmawiał mi posłuszeństwa.
- I na dodatek wybrałaś akurat to miejsce... Pewnie w ogóle nad tym nie panujesz. Bo i po co próbować, skoro to tylko sny, czy tak? - robił się coraz bardziej wkurzony, a ja nie mogłam nic na to poradzić. - Gdybym chociaż ja więcej umiał... Ale mimo że jestem drugi i ze sobą zdarza mi się mieć problemy. To trudne, a przecież nikt nam nie pomaga. Jesteśmy samoukami. Taka prawda.
Teraz już kompletnie nie rozumiałam. O czym on, do cholery, mówił?
I właśnie wtedy, nagle, niespodziewanie, zupełnie jak zwykle, połączyłam się z bytem. Błyskawicznie zaskoczyłam, zrozumiałam, przypomniałam sobie, odzyskując wszystko, co na chwilę mi odebrano. To był ten moment, ten jedyny i właściwy dla każdej symulacji moment.
Zegar ruszył, tykając równiutko. Za drzwiami coś huknęło trywialnie i głośno, domek zatrząsł się w posadach, zatańczyły sznury czosnku i kiełbasy. Tłumiąc krzyk złapałam się kredensu, by nie upaść. Z rozwartych drzwi wyskoczyły dzieci, których głosy wcześniej słyszałam. Chłopiec i dziewczynka. Oboje rudzi, bardzo podobni do Kayna - jedynie ich twarze różniły się masą drobniutkich piegów, twarze szczupłe i wystraszone. Kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Ka boomc. Nie byłam w tych od nich lepsza.
Kayne zmarszczył nerwowo brwi, rozglądając się wokół. Trzęsienie kompletnie go nie poruszyło, stał w tej samej pozycji co wcześniej. Tylko jego oczy niespokojnie latały na wszystkie strony. Myślał nad czymś intensywnie. W oddali powtórzył się huk. Ciasteczka zleciały ze stolika poruszanego turbulencjami i rozsypały się na drobne okruszki. Jak tak dalej pójdzie szlag trafi cały ten domek. Przeze mnie. Cholera.
W końcu Kayne spojrzał na mnie. W jego oczach nie było gniewu, ani zawodu. Tylko szok.
- Niedobrze. - mruknął. - Bardzo niedobrze. Nie powinno cię tu być. Od dawna, od bardzo dawna nie powinno cię tu być. Ten świat tego nie wytrzyma. My... - domek poruszył się od silnego wstrząsu, a odległe bum, bum zadzwoniło mi w uszach. Meble zadrżały, a dzieciaki skuliły się, piszcząc cieniutko. Kayne zaklął. - Agh. To niemożliwe. Zupełnie, jak on maczał w tym palce... - przyskoczył do mnie w dwóch krokach i chwycił mój nadgarstek. Nie byłam pewna, co widzę w jego oczach; szok, strach, czy szaleństwo. Może wszystko naraz? - Chodź. Chodź, szybko! Wyprowadzę cię stąd. Na skróty, tylko tamtędy zdążymy. O ile w ogóle. Na Juki...
Mimowolnie, bezmyślnie ruszyłam za nim. Cichy głos w mojej głowie bezradnie wrzeszczał: "to tylko sen! to tylko sen".
A co jeśli to jednak nie był tylko sen?

***

Wedle prośby Julii West - bo tylko ona odpowiedziała na pytanie - daję wam to co mam, jako drugą część. Resztę postaram się napisać w ciągu dwóch tygodni (może szybciej) i wrzucę jako trójkę. Mam nadzieję, że się wam podoba.
Komentujcie, proszę! Każda rada i uwaga jest niesamowicie cenna!

~Anelim


3 komentarze:

  1. Ooooo, jak miło, że mnie posłuchałaś 😁. To było cudowne 😍. Szkoda tylko, że tak szybko skończyłam czytać. To nie twoja wina, po prostu kiedy się w coś wciągnę, to czytam bardzo szybko. Nie... to jednak twoja wina. Czemu piszesz tak ciekawie? XD Chciałabym cześć treścią. Będę czekać

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Was do Tagu! Miłego odpowiadania! ;)
    http://olabylexi.blogspot.com/2016/03/girl-book-tag.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, nie wiem, co powiedzieć, żeby się nie powtarzać :).
    Fajne, świetnie się czyta i bardzo oryginalny pomysł. Naprawdę super (i zazdroszczę talentu).
    Koniecznie napisz ciąg dalszy, bo to strasznie intryguje i nie możesz nas tak trzymać w niepewności :).

    OdpowiedzUsuń