środa, 9 grudnia 2015

Opowiadanie 11

Pisałam to dość dawno, ale nie było jak wstawić. Teraz zaś, rzucamy systematykę, więc mogę XD. A, i jeszcze jedno. Jeśli to widzicie i czytacie, skomentujcie.
Proszę. To dla was moment, a dla nas bardzo wiele...

*

Dziewczyna wśród zbóż


"Smile. The worst is yet to come.
Will be lucky if we ever see the sun".
~Mikky Ekko, "Smile"

"Niektóre drogi trzeba pokonywać samotnie."
~Suzane Collins, "Kosogłos"

Szedłem dobrze znaną drogą. Nie prowadziła do żadnego miasta ani osiedla, więc Rada Miasta nie dbała o nią. Spomiędzy żółto-szarego piachu wystawały płaskie i okrągłe kamienie o różnych barwach. Komuś jednak nieco zależało na drodze, bo pozbierał i nazwoził co większe i poukładał je wzdłuż krańców ulicy, tym samym odgradzając ją od trawy i chwastów. To piękne ułożenie piaskowych kamieni sprawiło, że zaniedbana droga zaczęła przypominać ścieżki wprost z bajki. Jeżdżące tędy od czasu do czasu auta terenowe i wozy zaprzęgowe ubiły piach, który w popołudniowym słońcu przybierał śliczną, złotą barwę. Wystające z niego co większe i ostrzejsze kamienie usunięto, zapewne z praktycznych powodów, by pojazdy nie podskakiwały na nich i nie przebijały opon.
To jednak przypadkiem dodało uroku i porządku drodze.
Tak, lubię dokładnie przypatrywać się takim z pozoru nieważnym rzeczom i je potem opisywać. Życie nauczyło mnie, że piękno takich szczegółów nierzadko sprawia więcej radości niż ono samo. Bo tak naprawdę co byś na tym świecie nie zrobił i tak wszystko się spieprzy. A ta bajkowa, piaskowa droga nadal będzie trwać i cieszyć oko tych, którzy czasem nią przejdą, bądź przejadą. Co prawda zdarza się to bardzo rzadko, bo jak mówiłem nie prowadzi ona do żadnego ważnego miejsca, chyba że za ważną uznamy urokliwą, starą farmę i złote pole pszenicy. Ach, no i jeziorko z malutką wioską i domkami kempingowymi, do którego latem zdążały wspomniane wozy i auta.
Ale miałem dać spokój z tymi opisami. Wkurza mnie to, że tak myślę. Jeśli przypadkiem coś mi się wymknie, albo postaram się i wplotę takie myśli w opowiadania na lekcjach, koledzy tak dziwnie na mnie patrzą. I dziewczyny też. Po prostu facet, cholera, nie może być romantykiem.
To dlatego siedzę cicho, albo bluzgam. Bluzganie z pewnością nie jest romantyczne.
Tak, czy owak dalej szedłem tą drogą. Jeśli mam być szczery, tym kimś, kto o nią dbał byłem po części ja. Co prawda zaczęło się od kogo innego i w ogóle jest to bardzo skomplikowane, ale wystające kamienie to ja usuwałem. Także i teraz schyliłem się, by podnieść i wyrzucić brzydką, chropowatą skałkę. To ma być ładna droga, a nie jakaś przypadkowa.
Dlaczego? Dlaczego była dla mnie tak ważna i dlaczego znów nią szedłem? Ach, mówiłem, to cholernie skomplikowane...
Moje życie możnaby sprowadzić do bardzo krótkiego opisu. Ojciec - przedsiębiorca, ale i pijak. Matka - niespełniona idealistka z dwójką dzieci i nadal niewydaną książką. Ja - nastoletni chłopak, który nie ma planów na życie, tylko dlatego, że wstydzi się swojego prawdziwego talentu i uważa go za całkowity bezsens.
No ale szkoły jakoś, z trudem pozdawałem. Poza tym nie jestem całkiem bez planów - mają je przecież rodzice, a ja się do nich dostosuję i będę szczęśliwy. Cokolwiek to znaczy.
Tak, właśnie tak sądziłem od kiedy miałem jakąkolwiek świadomość. Sądziłem tak.... do tegorocznej wiosny. Wtedy wszystko się zmieniło. Łącznie ze mną.
Bo poznałem ją.
*
Szedłem wtedy właśnie tą drogą, lecz nie była ona tak zadbana jak teraz. Wszędzie leżały kamienie, a gdzieniegdzie walały się też śmieci. Droga absolutnie nie przypominała ścieżki z bajki.
Nawet nie pamiętam dlaczego nią szedłem. Może moi rodzice po raz kolejny zostali wezwani do szkoły, może znowu się na mnie wściekli, nagadali mi, że niszczę ich wspaniałą wizytówkę, że zaprzepaszczam ich wielkie nadzieje i plany... Choć w sumie zwykle mam to gdzieś, ale może wtedy było inaczej.
W każdym razie doszedłem już prawie do końca drogi, gdy ją ujrzałem.
Stała wśród ledwo wzrosłych, zielonych pędów zbóż. Mimo wczesnej pory roku miała pięknie opaloną skórę i to nie tak, jakby chodziła do solarium, tylko ciepło i naturalnie, jakby godzinami biegała po dworzu w pełnym słońcu. Tak, ta opalenizna uderzyła mnie od razu. Dopiero potem zauważyłem jak pięknie podkreśla ją złota, prosta sukienka i futrzane bolerko. Ten ubiór wydał mi się co prawda dziwny, ale jakimś dziwnym trafem zaakceptowałem go i nawet mi się spodobał.
A ona tylko stała i uśmiechała się promiennie.
Na usta cisnęły mi się pytania w stylu: "Kim jesteś?", albo " Co tu robisz?", ale powtarzając je w myślach uświadomiłem sobie, jak głupio by zabrzmiały. Ostatecznie powiedziałem, więc tylko:
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziała, uśmiechając się jeszcze promienniej, jakby ją to bawiło.
Nie wiedząc co powiedzieć, z zakłopotaniem spuściłem wzrok. Wtedy zauważyłem, że jej sukienka kończy się przed kolanami, a dziewczyna nie ma na sobie rajstop. Co jak co, ale była dość wczesna, mroźna wiosna.
- Nie jest ci zimno? - spytałem wskazując jej nogi.
- Och... - spojrzała w dół z lekkim speszeniem i jakby zdumieniem. - Tam, skąd przybywam nie jest tak chłodno...
Tym mnie dobiła. I to mocno. "Tam skąd przybywam"?! Co to za wyrażenie i jak ja mam je rozumieć? Daję słowo, jeszcze nigdy nie miałem takiej sytuacji, kompletnie mnie zamurowało...
- Eee, nie jesteś stąd? - wydusiłem w końcu.
Pokręciła głową.
- Nie. Przybyłam z wizytą.
- Aaaha... - powiedziałem bardzo powoli, zbierając myśli. - To nie powiedziano ci, że tu panuje wczesna wiosna? Nie masz ubrań na zmianę? I właściwie dlaczego stoisz tu, w szczerym polu?
- Och, dopiero co przybyłam.
Co, proszę? Na usta cisnęły mi się mocniejsze słowa, ale na potrzeby języka postanowiłem nie bluźnić. Nie tylko w stosunku do niej. Wam też nie mówię wszystkich moich myśli.
- Jakoś mi się nie wydaje, by to było możliwe. - odpowiedziałem nieco oschle. Wątpiłem, by dziewczyna kłamała i zaczynałem podejrzewać, że jest niespełna rozumu. - To odludzie, nie ma tu żadnych przystanków, lotnisk, stacji ani nic w tym stylu. Nie widzę też żadnego samochodu, którym mogłabyś przyjechać. Chyba nie wysadzili cię tutaj i nie odjechali?
- No, w sumie to można tak powiedzieć.
Teraz to już było ponad moje rozumienie.
- Słuchaj; ja nie jestem taką sobie zwykła osobą. - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Gdybym powiedziała kim jestem i skąd pochodzę, nie uwierzyłbyś. Ale przybyłam tu dla ciebie. By zmienić twoje życie.
Zdziwiłem się, jak wcześniej mogłem być osłupiony. W porównianiu do tego co powiedziała teraz jej wcześniejsze słowa były całkiem... normalne. Cóż, pewnie po prostu miała coś z głową. Szkoda, wydawała się nawet miła, była też ładna. Ale los nie patrzy na takie rzeczy, nie wybiera. A tej chorej dziewczynie można tylko współczuć i pomóc.
Chorej? Jak bardzo się myliłem...

*

~Anelim

1 komentarz:

  1. Uuu, jak szybko nowe opowiadanie. To są plusy wspólnego bloga :D
    Sam początek o tej drożce był nudny. Ale potem zobaczyłam, że to było celowe, więc spoko.
    On i powalona psychicznie dziewczyna, która nosi sukienkę do kolan na początku wiosny. Czy jest coś bardziej romantycznego... ;D

    OdpowiedzUsuń