*
"Śniłem dziś, że jestem motylem. I teraz sam już nie wiem, czy jestem człowiekiem, któremu śniło się, że jest motylem, czy motylem, który śni, że jest człowiekiem".
~Konfucjusz
Zaufanie
Otwieram oczy. Siedzę w żółtym busie. Pojazd toczy się przez zatłoczone ulice dużego miasta. Jak zwykle nie wiem, jak się tu znalazłam, ani co robiłam wcześniej. Rozpoznaję co prawda tę scenę. Wiem, że jest jednym ze stałych elementów mojego życia. Znam twarz otyłego kierowcy i ulice, które mijamy. Jestem pewna, że za chwilę bus skręci. Wiem, co tam będzie i jak wyglądają krzyżujące się w tym miejscu ulice, choć nie znam ich nazw. Jakaś cząstka mnie wyczuwa ogromne, drugie ja, które podpowiada mi to wszystko. Sama jestem tylko bohaterką i część wiedzy, która pozostaje mi odsłonięta zawdzięczam właśnie temu umysłowi.
Nagle bus staje. A może nie? Może w tej dziwnej rzeczywistości pojazd nie musi stanąć, by ktoś do niego wsiadł? Bo postacie wsiadają. Chłopcy. Sami chłopacy.
Znam ich. Co prawda nigdy nie widziałam ich twarzy, ale drugie, wszechwiedzące ja podpowiada mi kim są. To moi znajomi z czatu. Poznałam ich... Nie wiem kiedy i nie wiem jak. Wiem, że byli mili. Lubiłam ich. Nawet bardzo. Mimo, że nigdy ich nie spotkałam.
Teraz jednak robią coś całkowicie innego. Zamiast koleżeńsko zagadać i się uśmiechnąć zmierzają w moją stronę z poważnymi wyrazami na twarzy. Spełniają się moje najskrytsze obawy.
Kierowca nadal siedzi milczący, wpatrzony w zapchane ulice miasta. "Może go przekupili?" - myślę, nie wiedząc, czy jest to myśl moja, czy mojego drugiego ja. Na moment wkraczam w nie i widzę całą sytuację z oddali, z innej perspektywy.
Bus stoi na środku drogi, lecz żaden z przemykających bokiem samochodów nie zwraca na niego uwagi. Kierowca siedzi bez ruchu, ślepo wpatrzony w jakiś punkt. Podobnie zachowują się pasażerowie. Są jakby nieobecni. Nie, nie jakby - ich naprawdę tu nie ma. Przecież są jedynie wytworem mojej świadomości!
Potem wszystko dzieje się zatrważająco szybko. Biorą mnie ze sobą, wyprowadzają z busa. Pojazd oddala się, powoli, ale nieubłaganie jego żółta sylwetka znika w wielkim mieście. Oglądam się. "Nie! Nie może odjechać! Nie zdążę na..."
No właśnie, gdzie? Nie mam czasu się zastanowić; nagle po prostu siedzę w lśniącym aucie z porywaczami. Z moimi kolegami. Dlaczego?
Niesamowicie szybko mkniemy ulicami miasta. Mijane samochody są zamglone i niewyraźne. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie mam czasu tego przemyśleć. Nie boję się. Czemu? Przecież powinnam... Zamiast tego czuję tylko ogromny smutek i zawód.
Jeden z nich obraca się na obitym skórą siedzeniu.
- Naprawdę myślałaś, że jesteśmy tymi, za których się podajemy? - pyta z ironicznym uśmieszkiem.
Jest dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam. Smutek ogarnia mnie całą.
- Nie. - odpowiadam. - Miałam tylko nadzieję.
"I ona mnie zawiodła". - dodaję w myślach. Przecież wiedziałam, że nie mogę nikomu ufać. I nie ufałam. Więc jak do tego wszystkiego doszło?
Wydostajemy się poza miasto. I znów rozpoznaję elementy z mojego życia, znów czuję więź z moim drugim ja. Dojeżdżamy do jakiegoś domu. Czy naprzeciw jest moja stara szkoła? Nie, to niemożliwe. Wszystko niby tak znane, a tak bardzo inne....
Wyprowadzają mnie z auta. Czuję ich dłonie zaciśnięte na moich łokciach. Nie są brutalni, nie. Ale nieubłagani. Wiem, że nie mam szans. Wcale nie jestem tak silna, jak to sobie wyobrażałam.
Wreszcie przychodzi mi do głowy pytanie, które powinnam zadać już wcześniej.
- Czego ode mnie chcecie?
Śmieją się. Mogłam się tego spodziewać. Mimo wszystko nie boję się, tylko mi przykro. Nadal chcę im imponować, nadal jakaś cząstka mnie pragnie, by to wszystko potoczyło sie inaczej, by okazali się dobrymi, zwyczajnymi ludźmi, którym mogę zaufać.
Ale tak nie jest. Głupia.
Zamykają mnie w tym dziwnym, małym domu. Sami chcą gdzieś znowu jechać. Spoglądam na nich ostatni raz. "Dlaczego?" - pytam wzrokiem.
- To ważniejsze i dziwniejsze, niż możesz to sobie wyobrazić. Nie zrozumiesz tego. Ale wiedz, że nie mamy wyboru. Wybacz.
I odjeżdżają. Miał rację. Nie zrozumiałam ani jednego słowa. Dlaczego prosili mnie o wybaczenie? I co w tym porwaniu miałoby być dziwnego? Czuję, że wiem po co młodzi mężczyźni porywają nastolatki. Tak, wiem, ale to nie jest ani ważne, ani trudne do zrozumienia, tylko obrzydliwe i okropne. No i robi się to od razu, a nie zostawia ofiarę w pustym domi i odjeżdża.
Więc jak? O co tu chodzi? Akurat teraz, gdy najbardziej potrzebuję jakiejś rady tracę połączenie z moją drugą świadomością. Jestem całkiem sama. I okropnie zmęczona.
Więc zasypiam. Nie wiem, czy leżę na łóżku, kanapie, czy na podłodze. Nie wiem, czy w ogóle leżę. Wszystko jest tak nierzeczywiste.
Ale mam plan. Nieważne, jak bardzo dziwny.
*
Ponownie się budzę. Śnię. Wiem, że zasnęłam w domu, w którym pozostawili mnie porywacze. Teraz jednak jestem w własnym pokoju w swoim ciepłym łóżku. Obok mnie mruczy kot.
Nagle myślę jasno i logicznie. Nie mam pojęcia skąd w mojej głowie pojawił się taki pomysł, ale wiem co muszę zrobić. Sięgam po telefon, leżący na szafce nocnej. Naciskam guzik z boku i nerwowo skubię wargę, czekając aż się włączy.
To na nic. Gdy tylko wpiszę kod widzę brak zasięgu i internetu. Chcąc, nie chcąc wychodzę z łóżka.
Powoli przesuwam się do drzwi. Wiem, że będzie ciężko. Sama stworzyłam tę senną rzeczywistość i domyślam się co w niej spotkam. Ale muszę tam iść. Muszę włączyć internet i pozostawić w sieci wiadomość o moim porwaniu. Nie wiem jakim cudem miałaby naprawdę przetrwać, gdy się obudzę. Myślę jedynie o tym, że w internecie jakoś zachowa się wszystko i ktoś to odczyta. To moja jedyna szansa.
Naciskam klamkę i wychodzę z pokoju. W salonie siedzą rodzice. Wiedziałam.
- Kochanie, powinnaś już spać. - odzywa się mama.
No jasne. Nie wiedzą nic o tym, że zostałam porwana. Pewnie w rzeczywistości zdążyli się już zorientować, ale to jest sen. To moja świadomość go stworzyła, więc skąd mają wiedzieć?
- Wiem, ale muszę na moment skorzystać z internetu. - mruczę, oblizując usta.
- Przecież jest bardzo późno! - protestuje tata.
- Ale to bardzo ważne...
- Możesz to zrobić rano. - przytakuje mu mama.
"Rano może nie być okazji". - myślę i nie zważając na nic biegnę do przedpokoju. Podłączam kabelek i uruchamiam ruter. " Szybko, szybciej!"
Biegnę do pokoju i łapię telefon. Nerwowo wstukuję hasło i klepiąc w szybkę czekam az pojawi się internet.
Jest! Widzę dokładnie ikonkę u góry ekranu. Kilkam znaczek google. Wstukuję nazwę portalu społecznościowego. Ładuje się... Szybciej!
Jeśli napiszę do któregoś z moich znajomych, odczytają to. Na pewno. W sieci zostaje wszystko.
Portal załadował się. Klikam nazwisko przyjaciółki i wstukuję wiadomość. Moje palce z oszałamiającą szybkością błądzą po klawiaturze. Jest! Skończyłam! Wysyłam wiadomość i w tej samej chwili ikonka internetu znika z górnego pasku. Przy moich słowach pojawia się czerwony znaczek i napis "błąd". Nie!
Czuję ogarniającą mnie wściekłość i rezygnację. Rodzice wpadają do pokoju, lecz mnie już tam nie ma. Sen zamazuje sie i wszystko znika.
*
Po raz kolejny otwieram oczy. Nadal jestem w tym małym, ciemnym domku. Całkiem sama.
Leżę na brudnej sofie okrytej starą narzutą. Ktoś okrył mnie kocem. Na podłodze obok mnie leży taca z jedzeniem i piciem. A więc tu byli. I znowu poszli? Dlaczego? O co im chodzi? Nie jestem nikim ważnym i nie otrzymają za mnie żadnego wielkiego okupu. Po co trudzić się i porywać jakąś głupią, przypadkową nastolatkę, która nie ma nawet tyle rozsądku, by słuchać własnych myśli?
Nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Tu nic nie jest racjonalne.
Ale może tu będzie internet i zdołam wysłać moją wiadomość?
Moja ręka odruchowo sięga do kieszeni i szuka znajomego przedmiotu. Ale telefonu nie ma. Kieszeń jest pusta. Nawet nie wejdę na czat.
Głupia! To przez ten czat tu jesteś. Lecz myśli, towarzyszących mi codziennie nie da się zatrzymać.
Rezygnacja, która mnie ogarnęła sięga zenitu. Kulę się na sofie. Czuję się taka samotna...
Nie jestem głodna i nie chcę mi się pić. Jedyne czego pragnę to płacz. Tak miło byłoby sobie poszlochać. Poczuć łzy spływające po policzku, być małą, zagubioną dziewczynką, łkającą w ciemności.
Ale ja nie potrafię. Tak dawno nie płakałam... Jak to jest? Nie wiem. Powinnam ogarnąć się, wstać i szukać możliwości ucieczki. To bardziej, by do mnie pasowało.
A tymczasem leżę skulona i samotna. Tak bardzo pragnę komuś zaufać, mieć kogoś bliskiego, kto byłby przy mnie zawsze.
Ale to niemożliwe. Nikomu nie można zaufać. Nikt przy tobie nie wytrwa. Ostatecznie i tak zostaniesz sama. Czyż nie?
Zaciskam powieki. To się nie dzieje naprawdę. Przecież to takie nierzeczywiste. Za chwilę się obudzę. Czyż nie?
Samotna i smutna jak nigdy.
*
Obudziłam się. Ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia.
*
~Anelim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz