Gra
To taka gra, a teraz już wiem, że sam w nią gram. I wciąga mnie.
~ Feel
Potknęłam się o kamień, przekoziołkowałam parę metrów, aż wreszcie upadłam. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, czułam jakby moje płuca odmówiły współpracy. Nogawka jeansów podwinęła się do kolan, noga z impetem uderzyła w śnieg, a właściwie zgranulkowany lód. Bolało. Pierwszy stopień odmrożenia. Mimo tego wstałam i biegłam dalej, inaczej by mnie złapali. Gra musiała trwać.
***
Nie ważne czy twój bohater był przemoknięty, zziębnięty i zmęczony, a tatuaże pokrywające jego ciało piekły i wżynały się w zaczerwienioną od mrozu skórę. One tylko wskazywały niebezpieczeństwo, napędzające dalszą grę. Ważne, że bohater żył, a ty mogłeś dalej grać. Nic innego się nie liczyło.
***
Widziałam już upragniony finał, koniec tej męczarni. Czerwone flagi, a za nimi pustka, nicość, wyczekiwana nirwana. Jeszcze tylko dziesięć metrów, parę długich kroków.
***
Hah, lecz twój bohater stracił już prawie całe życie. Jak przykro, nie miałeś fiolki z lekarstwem w plecaku. Jedyną twoją szansą było dobiegnięcie do celu, zanim on się odmrozi lub zanim go dopadną wrogowie. Wrogowie oczywiście nie mieli żadnych powodów, żeby być złymi. Byli źli, bo... byli źli. Liczyło się to, żeby ich pokonać, a nie martwić się o ich przeszłość czy motywację.
***
Dopadli mnie na ostatnim metrze, odgradzając od czerwonych flag czarną energią. Oczywiście, że czarną. W końcu byli źli. Odwróciłam się z całą możliwą determinacją, jaką mogłam w sobie zebrać. Jeśli nie wygram, ci na górze będą powtarzali poziom, a ja w tych samych poszarpanych jeansach, tych samych potarganych włosach z tymi samymi odmrożeniami będę musiała biec znowu. Do skutku. Aż wreszcie się uda.
Utrzymywałam gardę, stałam na lekko ugiętych nogach. A na przeciwko lewitowała piątka mrocznych elfów w czarnych barwach, z włosami o granatowych lub fioletowych odcieniach. Z kolorowymi tatuażami pokrywającymi ramiona. Byli obrzydliwi, bo byli źli.
- Kogo my tu widzimy, Irene - Falia przyglądała się swoim zdecydowanie zbyt długim paznokciom o kolorze - zgadnijcie? - oczywiście czarnym.
Otoczyli mnie, drogi ucieczki zostały odcięte.
- Nie masz gdzie biec, kochanie - Jonas łagodnie przechylił głowę. Najbardziej bolało mnie to, że miał rację.
A potem wystrzelił czarny promień w moją nogę. Przeszył mnie prąd, szczególnie bolesny w odmrożonej kończynie. Upadłam, tracąc czucie. Włosy wyplątały się z już dawno zniszczonego warkocza.
***
Natychmiast kup miksturę zdrowia! Nie miałeś pieniędzy. O, jak przykro, przegrywałeś. Jedyna szansa w Twoim drugim bohaterze...
***
W tej chwili zjawił się Aleks, odpychając ich swoją srebrzystoniebieską magią. Był przy tym zdeterminowany jak nigdy.
- Uciekaj, Irene! - krzyknął do mnie. Zapomniał o takim małym szczególiku, którym była czarna ściana energii odgradzająca mnie od finiszu. Wstałam, nie zważając na ból, zdrętwienie. Uderzyłam pięścią w pole. Ani drgnęło, a ja przestałam czuć dłoń. Spróbowałam kopnąć, znowu bez efektów pomijając ból w stopie odzianej raptem w przemoknięty adidas. Miałam mroczki przed oczami. Jedyna szansa w magii, w końcu jestem driadą! Zebrałam w sobie energię otaczającej przyrody, jeszcze nie rozbudzonej, pokrytej śniegiem trawy, świerków i jodeł. Powoli dotknęłam czarnej ściany, jej struktura zaczęła mięknąć. Bardzo powoli. Niemal czułam, jak błyszczą moje tatuaże. Utworzyła się niewielka dziura, delikatnie powiększająca powierzchnię. Nie wiedziałam, jak długo utrzymam przepływ energii. Poczułam czyjś oddech na swoich plecach.
- Nie tak szybko.
Jonas. Cholera. Jak widać, Aleks o nim zapomniał, zajmując się pozostałą czwórką. Odwróciłam się, starając przekierować energię na niego. A on pstryknął palcami. Cała moja wcześniejsza praca zniknęła, ściana była znów zwarta. Był w dobrej formie. Nie miałam żadnych szans.
***
Twój avatar stracił całe życie przed walką. Spróbuj ponownie.
***
Zanim zdołał mi cokolwiek zrobić, upadłam na kolana, a później poleciałam twarzą w śnieg. Ból, miliony bolących miejsc, posmak krwi w ustach. Spojrzenie Jonasa, trącającego butem moją rękę. Nie czułam nic. Obok mnie padło czyjeś ciało, błysnęła srebrzystoniebieska magia. Ktoś się nade mną pochylił. Nie czułam nic.
- Nie umieraj, Irene. Dojdziemy tam razem.
To Aleks. Dlaczego musiał zjawić się tak późno? Zbyt późno. Już nawet on mnie nie obchodził. Widziałam zamazany, stopniowo zmieniajacy się obraz. Trzymał mnie na rękach, wokół leżały ciała całej piątki. Czarna ściana zniknęła wprost proporcjonalnie do śmierci Jonasa. Dzieliły nas dwa kroki od czerwonych flag,
Czerwone flagi, twarz nade mną...
***
Game over. Try again.
***
Otwieram oczy. Czuję ból i zimno w całym ciele. Włosy mam rozpuszczone. Wiem tylko, że muszę biec, biec, bo mnie dopadną! I muszę uważać na kamienie.
Serio? Pierwszy stopień odmrożenia? XD Skądś mi to znane. Ale opowiadanie jest super. Tylko ten związek miedzy Irene a graczem trudno załapać, ale spoko.Ciekawy pomysł miałaś.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem świetne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Atari Avangarda
http://atari-avangarda.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWracam!
OdpowiedzUsuńNadrabiam zaległości po przerwie. Nieźle się rozkrecilyscie. Widać, że blog zyje. Znalazłam parę błędów językowych, ale tego uczy się całe życie. :)