niedziela, 17 stycznia 2016

Opowiadanie 10, cz. 2

Ja istnieję tak jakby co. Żyję, jestem i piszę, choć według książkowej blogosfery jest raczej inaczej /Caxi

Bezwiednie cz.2


Zaczęła się ta prędka, zmieszana rozmowa,

W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w słowa

Krótkie i poplątane, w ciąg powieści, pytań,

Wykrzykników i westchnień, i nowych powitań.


~  Adam Mickiewicz, "Pan Tadeusz"


Konrad idzie do szkoły po tym, jak setny raz powtarzam, że nic mi nie jest. Zostaję w mieszkaniu całkowicie sama, mam do swojej dyspozycji komputer, telewizor i całą biblioteczkę siostry. Kornelia nie daje nikomu dotykać swoich książek, sądzę, że gdyby mogła kupić dla nich gablotę z kuloodpornego szkła albo sejf zamykany na odcisk palca, to bez wahania by to zrobiła. Na szczęście dotychczas jej lektury leżą sobie spokojnie na półce w naszym pokoju i nikt nie stoi na przeszkodzie, żebym sobie którąś pożyczyła. O! Na przykład "Wichrowe  Wzgórza" w bardzo ładnej, twardej okładce. Biorę książkę, robię sobie czekoladę na gorąco z dużej ilości proszku i siadam na fotelu  w kuchni. Czytam. W tle słychać szumienie telewizora, którego jakimś cudem nie wyłączyłam.  Czekolada miło parzy mi język. Jest bosko.
Lekturę przerywa mi dopiero głośna piosenka wydobywająca się niewątpliwie z mojego telefonu. Ktoś do mnie dzwoni. Wyświetla się numer Marleny - lekko zakręconej koleżanki z klasy, w sumie jednej z dwóch moich koleżanek... w ogóle. Bez zbędnego wahania odbieram.
- Cześć, Kari, dlaczego Cię nie było? - pyta jak zwykle za szybko i zbyt nieskładnie.
- Miałam temperaturę...
- A, chemia, rozumiem. Słuchaj, spotkamy się Pod wiśnią za pół godziny? Oczywiście namówię Irkę!
- Dobra, spróbuję przyjść.
- Całusy i do zobaczenia!
Słyszę sygnał kończący rozmowę, wzdycham. Życie z Marleną nie jest proste, mimo jej pozytywnego podejścia do świata, a może właśnie przez nie? Idę do pokoju, naciągam na siebie byle  jakie jeansy i bluzkę, przeczesuję włosy palcami. To przecież zwykłe spotkanie z koleżankami, nie muszę dobrze wyglądać. Wychodzę z mieszkania, w marszu zakładam torebkę na ramię.
Pod wiśnią to moja ulubiona kawiarenka, znajduje się na rogu bocznej ulicy, z jej okien  można obserwować park. Zajmuje trzy pomieszczenia na parterze starej kamienicy, co dodaje temu miejscu niepowtarzalnego uroku tak samo jak wiśnia rosnąca bezpośrednio przy budynku. Wewnątrz stoi mnóstwo niepotrzebnych nikomu rzeczy, walają się książki, suszone kwiaty, wazoniki,  materiały, sztuczne kryształy, chyba setka świeczek, karty dań, żywe kwiaty i  karty deserów. W tym całym bałaganie jest jakaś logika i powtarzalność,  dzięki której wnętrze raczej ciekawi, a nie odrzuca. Przy naszym ulubionym stoliku siedzi już Irka patrząc z irytacją na zegarek stojący na parapecie. Dziewczyna jest ubrana całkowicie na czarno, a jej rude włosy niemal rażą swoim odblaskowym kolorem. Na oparciu krzesła samotnie wisi ciemnoszary prochowiec. Nie wiem jak Irka zdobyła prochowiec w tych czasach, ale nigdy nie mam okazji się zapytać. Jest w naszej klasie od początku roku szkolnego i nikt nie wyobraża sobie naszego życia przed nią. Wszyscy chłopcy jednosłownie deklarują jej dozgonną miłość, nauczyciele rozpływają się nad inteligencją i wysportowaniem. Ja i Marlena lubimy ją, bo nienawidzi idiotek z naszej klasy, choć spokojnie mogłaby do nich należeć ze swoją urodą. Niemiłosiernie przypomina młodszą wersję Scarlett Johansson, kiedy grała Czarną Wdowę w "Avengersach". Dużo osób nazywa ją przez to właśnie "Scarlett", a jeden gość śpiewał kiedyś na cały korytarz piosenkę LemONu o tym właśnie tytule, żeby go zauważyła. Może często zdarza mi się idealizować Irkę, ale broni mnie w każdej sytuacji przed wcześniej napomkniętymi idiotkami.
***
- Wiesz? - zapytała.
- Nie wiem - odpowiedział z wyraźnym angielskim akcentem w głosie i zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Zaczęłam się przyzwyczajać - westchnęła, przeczesując palcami rude włosy - polubiłam moją misję i... nie wyobrażam już sobie życia poza nią. Zaczęłam się nawet martwić ocenami! Ale Karina ma już pierwsze objawy, jeszcze chwila, a nie będę potrzebna...
Spochmurniała nagle.
- Dobrze wiesz, że nie możemy przywiązywać się emocjonalnie do obiektów zadań.
- Proszę Cię, chociaż ty tego nie mów! I tak po skończonej misji pójdę do empatyka, a on usunie moje uczucia - wzruszyła ramionami. Przez chwilę milczeli.
- Kiedyś cię stąd zabiorę - wyszeptał bardziej do siebie niż do niej.
- Jak to?
- Kiedyś uciekniemy, porzucimy tę całą gierkę i zaszyjemy się gdzieś, gdzie nas nie znajdą. A ty będziesz szczęśliwa, siostrzyczko.
Nie byli rodzeństwem.
***
Tuż po mnie, do wnętrza wchodzi Marlena. Jest jak zwykle ubrana na kolorowo, a włosy ma modnie związane w koczek. Irka komentuje, że koleżanka się spóźniła, co tamta kwituje wzruszeniem ramionami. Zamawiamy po herbacie z sokiem malinowym i szarlotce z lodami, po czym zaczynamy plotkować o wszystkim i o niczym. Test z chemii był trudny, Jolka chyba zarywa do Marcina, w tym sezonie modny jest turkusowy... Nagle do sali wchodzi nasz znajomy z klasy Daniel w towarzystwie jakiejś dziewczyny. "Znajomy" - jestem w nimczakochana od pierwszej klasy. Oczywiście gimnazjum. Pocieszam się myślą, że to pewnie jego kuzynka, bo zachowują się bardzo ozięble w stosunku do siebie. Siadają na oddalonych krzesłach, mają nietęgie miny. Irka pstryka mi przed oczami - cholera, aż tak długo się na niego patrzyłam? Okazuje się, że dziewczyny już idą, a Irka może mnie odprowadzić. Płacę kelnerowi i niemrawo wychodzę, patrząc wciąż w stronę Daniela. Żegnam się z Marleną, co wypada strasznie drętwo. Staram się nadążyć za krokiem Irki, jest już ciemno. Mam wrażenie, jakby to był sen.
I wtedy widzę postać z mojego snu. Stoi na środku jezdni, patrzy w moją stronę. Głowa zaczyna pulsować w równych odstępach. Zatrzymuję się. Zwariowałam? Nie, Irka też wpatruje się w osobę na środku drogi. Latarnie dają słaby blask. Nagle moja koleżanka się odzywa.
- Jacek.
- Irmina.
O co chodzi? Irka ma przecież na imię Irena...
- Zostaw ją - mówi spokojnie dziewczyna.
- Nie mogę. Nie dam wam zniszczyć świata - krzyczy chłopak, z masą emocji.
Irka milczy, a ja nadal nic nie rozumiem.
- To nic ci nie da. Ta cała maskarada, ściganie. Znam ich zbyt dobrze, może pozwalali ci płatać im cały czas jakieś nędzne żarciki, mające być wyrazem buntu, ale w końcu wezmą co chcą i z tobą skończą. Ona jest o wiele ważniejsza.
- Zmieniłaś się, Irmina.

2 komentarze:

  1. Tak samo the best jak i pierwsza część :D
    http://atari-avangarda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :-D . Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń