czwartek, 24 grudnia 2015

Opowiadanie 13 świątecznie

Nie, to zdecydowanie nie jest jakiś przyjemny, świąteczny post, jakie Anelim zapowiadała. Chcę pokazać to wszystko od innej strony. Och! Jakże bym mogła zapomnieć! Dedykacja dla Julii (oby Twoje Święta nie były takie jak te w opowiadaniu :) Tak, to moje życzenia).

Urok Świąt

Szczerze, to nie mam pojęcia w jaki sposób dotrwałam do Świąt. Szkoła dała popalić, sprawdziany, kartkówki, pytania, projekt przedmiotowy... I znajdź tu jeszcze czas na zakup prezentów dla anonimowych osób, które widzi się w porywach do trzech razy w roku: na Boże Narodzenie, Wielkanoc i jak się jakiś pogrzeb lub jakieś wesele trafi. Kocham Święta. Oczywiście, że jestem w tym stwierdzeniu cyniczna - kiedy po raz setny słyszę o tym jaka rodzinna panuje atmosfera to robi mi się niedobrze. Bo co mam odpowiedzieć, gdy katechetka pyta się czy spędzam święta z najbliższymi czy też z dalejką rodziną? Że moi rodzice się rozstali, tata ma nową żonę, a mama chłopaka i raz spędzam święta z dalszą rodziną od jednej, a raz od drugiej strony? Mój brat raz tak powiedział, a potem wypisał się z religii. Jego nauczyciel za wszelką cenę chciał Dawidowi udowodnić, że potrzebuje psychologa. Ale wracając do Świąt - w tym roku u taty - jedynym ich plusem jest to, że można się wyspać. Dzień przed Wigilią spędziłam calutki w kuchni słuchając jednej jedynej płyty z kolędami od nowa i od nowa. Starłam razem z marchewką spore kawałki paznokci i obtarłam sobie rękę. Cóż, najwyżej będzie ryba po grecku z lakierem i skórą. Nawet Okrasa w lidlowskiej książce takowej nie zamieścił! Mimo całodniowej harówy, nikt mojego wkładu w wieczerzę nie uwzględnił i nie zapamiętał. Najważniejsza rzecz do zrobienia - przeżyć!

*****

W tle gra radio - po raz setny puszczają "Last Christmas". Boli  mnie już od tego głowa, ale grzecznie siedzę i bawię się bransoletką. Ciocia i babcia taksują mnie wzrokiem i coś między sobą szepczą. Na pewno o tym,  że idealna Marlenka ma już chłopaka a ja ciągle nie. A może porównują nasze średnie, które różnią się raptem o jedną dziesiątą - oczywiście na korzyść kuzynki. Dzieci jakiegoś dalekiego krewnego z Warszawy kłócą się o miejsce przy stole. Wujkowie, tata i dziadek rozmawiają o polityce, a rozumiem tylko tyle, że partia X przegra wybory (według wujków), wygra (według dziadka) lub wejdzie w koalicję z partią Y (według taty). Daleki krewny z Warszawy stara się zainteresować Paulę życiem w stolicy, ale ją interesuje bardziej czy ryb nie zabraknie na stole. Osoby, których imiona ledwie pamiętam, narzekają na ból stawów, kręgosłupa, śledziony, grasicy i Bóg wie czego jeszcze. Ktoś próbuje uświadomić komuś jak wiele można zaoszczędzić na piciu Cisowianki zamiast Nałęczowianki. Ja i Marlenka siedzimy obok siebie sztywno starając się wypaść jedna lepiej od drugiej. Nie ma co - ciepła, rodzinna atmosfera świąt. Brakuje tu jedynie mojego brata Dawida, który jest pokłócony z babcią Lusią (nikt nie wie o co, ale powstały już 4 teorie, a ciocia wciąż wymyśla nowe. Oczywiście nikt nie zapytał się ich o powód). Stwierdził, że jedzie jak najdalej stąd, a nawet proponował, żebym mu towarzyszyła. Odmówiłam, bo znowu wszyscy uznaliby, że nie dorastam do pięt Marlence. Zresztą, Dawid skończył osiemnastkę, więc może sobie na takie coś pozwolić. Czy żałuję, że z nim nie pojechałam? Owszem. Zaczyna się dzielenie opłatkiem i składanie życzeń. Jak ja tego nienawidzę! Jestem obcałowywana i wyprzytulana, a życzą mi zawsze tego samego. Wszystko trwa bardzo długo. Nie udaje mi się uciec przed Marlenką, która uśmiecha się słodziutko ustami pomalowanymi chyba połową szminki. Tak dla jasności - jesteśmy rówieśnicami, czyli mamy po 14 lat. Życzymy sobie dokładnie tego samego: dobrych ocen, przyjaciół, hajsu, fajnego 'boya' i prezentów. Tylko tyle, ale jest to męczące  jak nic. Brakuje mi tu Dawida. Zasiadamy do stołu i zabieramy się za jedzenie. Jedyne co lubię to pierogi i woda, jako wielka fanka mięsa nie umiem przeboleć jego braku - ledwie to robię w piątki. Do tego jestem uczulona na ryby. I jak tu nie kochać Wigilii? Oczywiście w końcu dorośli kłócą się o wcześniej wspomnianą partię X oraz o to, kogo co bardziej boli. I że to Cisowianka jest droższa. Dzieci krewnego z Warszawy nadal nie pogodziły się z tym które gdzie siedzi. Na szczęście mama dzwoni, więc mogę na chwilę opuścić towarzystwo. Składam jej życzenia i informuję, że Dawid się nie zjawił. Trochę się na niego denerwuje, ale mama nie lubi się stresować, więc szybko odpuszcza i kończy rozmowę. Siedzę jeszcze chwilę w pokoju. Nagle drzwi się otwierają, staje w nich Marlenka. "Prezenty" mówi rzeczowo, a ja się wykrzywiam. Dostaję jak zwykle to samo: pierwsze lepsze książki dla młodzieży, bo u nas nikt prócz mnie i taty nie czyta. W pewnym momencie jakaś starsza ciocia zakłada okulary i zauważa, że ma na białej spódnicy wielką plamę od barszczu. Wrzeszczy na dziadka, że to przez niego. Dziadek niedosłyszy, przez co ciocia jeszcze bardziej się wkurza, aż robi się czerwona na twarzy. Paula, no czyli moja macocha, stara się załagodzić sytuację, ale to nic nie daje. Krewny od Cisowianki łapie się za głowę i liczy ile wyjdzie koszt prania. W ten cały rozgardiasz nagle wkracza Dawid z workiem prezentów i łagodnym uśmiechem. Podaje mi niewielką paczkę, po czym wymownie patrzy na zegarek  czekając aż wszyscy go zauważą. Chrząka, a wtedy cała rodzinka jak na komendę spogląda w jego stronę i milknie. Twarz babci Lusi tężeje.
- Z okazji Świąt chciałbym Cię przeprosić, babciu. Obiecuję, że będę do Ciebie częściej dzwonił. Wybaczasz mi? - posyła jej jeden ze swoich najbardziej rozbrajających uśmiechów.
- Myślisz, że korzystając z rodzinnej atmosfery uda Ci się mnie podejść i tak prosto wybaczę? - babcia zaczyna się rozkręcać i wytykać Dawidowi wszystko łącznie z tym, że się urodził. Wychodzę z pokoju do przytulnej kuchni, w której Paula szykuje się do wyjścia do swojej rodziny. Wybrała sobie idealny moment. Patrzy w moją stronę pytająco.
- Posiedzę tu trochę - mówię spokojnie - może mnie wreszcie najdzie wena na wiersze?
Kiwa tylko głową, z roztargnieniem zakładając czapkę.
- Czy święta są takie tylko u nas? - szepczę bardziej do siebie.
- Obawiam się, że nie tylko - Paula uśmiecha się i wychodzi z mieszkania. Odpakowuję prezent od Dawida. Piękne pióro w moim ulubionym szmaragdowym odcieniu, nabite czarnymi nabojami. Patrzę na widok za oknem: ludzi pędzących na stację benzynową najpewniej w celu zakupu wódki lub papierosów. Słucham kłótni za ścianą, ściskam w dłoniach pióro i mam ochotę płakać.
*****
Wiem, że nie tego Pani oczekiwała zadając nam wypracowanie: "Na podstawie przebiegu dowolnej Wigilii w twojej rodzinie napisz jak rozumiesz pojęcie świątecznej atmosfery", ale nie mam siły napisać kolejnego kłamstwa. Najwyżej wstawi mi Pani jedynkę w odróżnieniu od kolegów i koleżanek, których nudne i do bólu ociekające lukrem wypracowania oceni Pani na piątki i czwórki. Trudno, będę najwyżej gorsza od Marlenki. Zostało mi tylko pożyczyć wesołych świąt!

¬¬¬
Co mi zostało? Życzę Wesołych Świąt, kochani! /Caxi

2 komentarze:

  1. Dziękuję za życzenia! Już składałam ci życzenia, więc nie mam nic do powiedzenia... Moje święta są bardzo przyjemne. Już dostałam ogromny zestaw malarski i to samo od cioci i wujka. Każdy wie, że kocham malować. Nie wiem jak wy się z tym wyrabiacie. I to jeszcze w wigilię! U mnie kolejny rozdział dopiero po świętach. Mogę tylko powiedzieć Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz przeczytałam tego posta, choć jest już po świętach. Moim zdaniem powinnaś dostać za niego co najmniej pięć. Ukazałaś w tym opowiadaniu, że nie dla wszystkich Wigilia to magiczna kolacja z rodziną i nie wszyscy są szczęśliwi w tym czasie. Moim zdaniem super opowiadanie. Wesołych Świąt życzyć już nie mogę, ale za to życzę szalonego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! :)
    Pozdrawiam, Atari Avangarda
    http://atari-avangarda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń