poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Opowiadanie 3

Bitwa



Szepczesz, patrząc w twarz swojego mordercy.

Tutaj nie ma granicy między, miłością i przyjaźnią, a nienawiścią.
Tutaj każdy może ci wbić nóż w plecy, nawet ten, któremu ufasz najbardziej.
~Caxi Iris, "Od tego są przyjaciele"

Sometimes I wish I could save you
And there’s so many things that I want you to know
I won’t give up till it’s over
If it takes you forever I want you to know


~Simple Plan, "Save You"




Do namiotu wpadały nikłe promienie wschodzącego słońca. Giermek podszedł, wyrwał zbroję z rąk rycerza i pospiesznie zaczął wiązać z tyłu sznurki napierśnika.
- Prosiłem, by panicz poczekał. To była tylko chwilka, naprawdę. Proszę się nie martwić, mamy jeszcze tyle czasu...
- Jak mi nie chodzi o czas. - chłopak zgrzytnął zębami. - Ile razy mam ci powtarzać, iż sam potrafię się przyodziać?
- A juści, a juści! Z pewnością jest tak, jak panicz mówi. Mi jeno tradycja każe paniczowi pomóc, by się panicz przed bitwą nie przemęczał.
Rycerz ponownie zgrzytnął zębami, pozwolił jednak giermkowi dokończyć robotę. Mężczyzna szybko i sprawnie wiązał sznurki i sprzączki, by zaraz potem przejść do zakładanie naramienników i rękawic.
- Stawili się już, aby? - spytał rycerz od niechcenia.
- A jakże paniczu, stawili się. - odpowiedział giermek z zapałem. - Jednakże trwają nynie ostatnie pertraktacje i do samej bitwy ze dwie godziny zejdzie.
- To nie zmienia faktu, żem powinien już być na koniu.
- Ależ zaraz będziesz, paniczu! Zaraz będziesz.
- Wierzę. Ilu ich jest?
- Elfów? Trzydzieści tysięcy.
- Dużo... Lecz niewiele więcej niźli nas.
- A jużci! A nasi bitniejsi i silniejsi! Nie to co te nabzdyczone lalusie.
- Nabzdyczone lalusie... - chłopak mruknął cichuteńko, niedosłyszalnie, z nutą smutku w głosie.
- Cóż tam panicz mówi?
- Nic, nic.
Młody rycerz nie chciał tego czuć. Z całych sił pragnął odgonić od siebie wspomnienia i smutek. A jednak one przyszły. Były po prostu zbyt silne.
Falą zwaliły się na młody umysł chłopaka.

*

Dzieci biegały po ogrodzie, śmiejąc się głośno. Było późne lato, na odległych polach rolnicy kończyli żniwa, a pszczoły brzęczały głośno zbierając nektar z polnych kwiatków. Gorące, pomarańczowo-karmazynowe słońce chowało się w odchłaniach horyzontu.
Brązowowłosy chłopiec o czekoladowych oczach wpadł z impetem na wysokiego jak na swój wiek, bladego elfa. Siła rozbiegu i uderzenia powaliła oboje dzieci na ziemię. Chłopcy wybuchnęli głośnym śmiechem i zaczęli się tarzać na trawie, usiłując usiąść na przeciwniku, by swoją masą przykuć go do podłoża. Jednakże jeden z nich był wyższy i zręczniejszy, a drugi mocniej zbudowany i silniejszy, więc w efekcie żadnemu nie udawało się zyskać przewagi.
- A wy się znowu tarzacie na trawie, nie wstyd wam?! - chłopcy na chwilę przerwali bujkę i spojrzeli się na stojącą nad nimi dziewczynkę. Mała elfka miała włosy koloru pszenicy i blade, zmarszczone ze złości czoło. Chude rączki trzymała surowo na biodrach, ale przy jej drobnej budowie wyglądało to raczej komicznie. - Ja powiem rodzicom, Vindel, zobaczysz! I twoim też, Boli, żebyś wiedział, twoim też...
- Ależ Mini, my się tylko... - zaczął Vindel, ale Boli od razu wykorzystał jego nieuwagę, poderwał się i z całą siłą usiadł na chłopaku, dłońmi przytrzymując jego ręce, a kolana trzymając na jego piersi.
- ...bawimy. - syknął elf przez zaciśnięte zęby, usiłując zepchnąć z siebie Boliego.
- Bawicie, bawicie, tak... A potem będziecie cali brudni. Przecież dzisiaj święto! Wszyscy już na was czekają!
- Mini, naprawdę tylko ty się tym tak przejmujesz. - mruknął Boli, po czym zwrócił się do przygniatanego przez siebie elfa. - No to jak, Vindel? Poddajesz się, czym mam tak siedzieć?
Czarnowłosy chłopak zacisnął zęby i po raz kolejny usiłował zepchnąć z piersi kolegę, jednakże ten napierał mocno.
- Jak sobie chcesz. - Boli rozsiadł się wygodniej, o ile było to w ogóle możliwe. - Ja mam czas...
- Dajcie spokój, wszyscy nie mamy czasu! - wydarła się Mini. - Zejdź z niego i to już! O Boże, jeszcze nigdy nie byłam tak spóźniona...
- Mogłaś przecież iść sama, nikt cię nie prosił byś na nas czekała... - mruknął chłopak, ale zeskoczył z Vendina.
Elf poderwał się i otrzepał z trawy. Rzucił Boliemu zawistne spojrzenie. Ten tylko wyszczerzył zęby.
- No chodźcie już, szybko! Ojej, jak wy wyglądacie?
Rzeczywiście nie prezentowali się najlepiej. Ich odświętne ubrania okropnie pogniotły się i ubrudziły podczas zabawy. Ale cóż można było poradzić?
- Ach, mam was już kompletnie dość!
Elfka wstrząsając gniewnie włosami odwróciła się i bez słowa ruszyła do pałacu.
- Wiesz, jest słodka, gdy się gniewa. - szepnął Boli do ucha Vindel. Elf usiłował doprowadzić swój ubiór do przyzwoitego wyglądu. Bezskutecznie.
- Jak uważasz... - mruknął. - Po prostu ci się podoba.
- Co?! Oczywiście, że nie!
- Daj spokój, przecież to nic. Moja siostra podoba się wielu chłopcom. Ale taka milutka to ona nie jest.
- Wkurzasz się, bo odwróciła twoją uwagę, jak się biliśmy.
- Wygrałbym, gdyby nie ona!
- Jasne... Ale to i twoja wina, było ją zignorować...
Vindel westchnął.
- Chodźmy już lepiej. Możliwe, że miała rację. Jeśli wszyscy tam już czekają, a my wejdziemy spóźnieni, cali brudni...
- Nie martw się, przecież nie takie rzeczy robiliśmy!
Chłopcy spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Chytrze, szeroko.
- Kto ostatni ten troll!
I pobiegli z zabójczą szybkością, bez tchu, mijając pola, ogrody i budynki.

*

- Paniczu! Paniczu! Czy coś się stało?
- Coo? Nie, nie. Nic mi nie jest. Skończyłeś aby?
Stary giermek spojrzał na chłopaka podejrzliwie, ale odpowiedział:
- Tak. Proszę zobaczyć.
Młodzian stanął przed lustrem i spojrzał na siebie. Prezentował się nienagannie. Srebrna zbroja błyszczała w bladych promieniach słońca, zwracając uwagę na widniejące na niej godło. Wspinającego się na tylne łapy złotego lwa. Przytroczony do pasa miecz był długi i, o czym chłopak przekonał się całkiem niedawno, zabójczo ostry. Idealnie pasował do zbroi.
Giermek uśmiechnął się od ucha do ucha i sięgnął po srebrny hełm z długim, barwnym pióropuszem. Podał go chłopakowi, który nałożył ostatnią część zbroi na głowę.
- No, teraz wygląda panicz jak prawdziwy rycerz!
Młodzian spojrzał na giermka.
- Myślisz, że dam radę? Że zasłynę i że po bitwie mnie pasują?
- Z całkowitą pewnością! No, a teraz proszę siadać na konia i jechać. Czekają na panicza.
Chłopak bez słowa opuścił namiot. Giermek wyszedł za nim i pomógł mu się wspiąć na bojowego rumaka. Mocno klepnął wierzchowca, który pognał drogą, wśród namiotów. Dopiero, gdy zad konia całkiem zniknął z pola widzenia uśmiech spełzł z ust mężczyzny.
- Wygrasz tę bitwę, kochasiu. - mruknął cicho. - Tak, bardzo wierzę w to, że wygrasz. Choć nigdy nic niewiadomo.
"Każda zabłąkana strzała może sprowadzić śmierć."-dodał w myślach, ale nie wypowiedział tego na głos. Nie chciał kusić losu.
Westchnął.
Dlaczego młodzi? Dlaczego do bitew powoływano tych spragnionych przygód, niczemu niewinnych chłopaków? Cóż oni mogli wiedzieć i pojmować? Nic. A umierali. Bezprawnie ginęli za to, czego nie rozumieli.
Tak po prostu.

*

- On tam jest, prawda?
W namiocie panowała całkowita cisza
- Miniwiano odpowiedz mi!
Elfka uniosła na brata oczy pełne łez.
- Naprawdę nie wiem jak to się stało... - szepnęła.
- Co? - Vindel miał stanowczo dosyć roztargnienia siostry. - Skup się! Jesteś elfką. Powiedz mi, co widziałaś.
- Proszę, nie złość się na mnie... To nie moja wina. Nie wiedziałam. Powinien nadal być w Akademii, powinien nadal być dzieckiem...
- Jest tutaj, czy nie?!
Elf podszedł do siostry i ze złością spojrzał jej prosto w oczy.
- Tak... - szepnęła.
- Chodziło mi tylko o to jedno słowo.
Vindel odsunął się od zrozpaczonej dziewczyny. Odszedł kilka kroków i oparł się o stół zawalony mapami. Westchnął głośno, kręcąc głową.
- Nie sądziłem, że do tego dojdzie. Myślałem, że będzie bezpieczny do końca wojny. Że my też będziemy.
- Jest teraz w naszym wieku... To znaczy rozwojowo i w ogóle...
- Wiem o co ci chodzi. Ach! Cóż za zrządzenie losu! Walczyć przeciw przyjacielowi!
- Dla mnie nie był tylko przyjacielem...
Elf spojrzał ze współczuciem na siostrę.
- Tak mi przykro...
Miniwiana zadrżała.
- Cały czas mi go brakowało, ale przynajmniej wiedziałam, że jest bezpieczny. Teraz... Przecież my wygramy, to pewne, więc on nie ma nadziei! - dziewczyna podeszła do brata i spojrzała mu głęboko w oczy. - Nie zgadzam się na to. Obiecaj mi, że go uratujesz. Że nie będziesz walczył, ale znajdziesz i zaprowadzisz w bezpieczne miejsce, z dala od bitwy.
- Mini i ja go darzę szczerą miłością. Wiesz, że był moim najlepszym przyjacielem. Ale to nie takie łatwe jak sądzisz... Bitwa to jeden, wielki chaos, wszędzie leje się krew, giną elfy i ludzie... Nie sposób ot-tak kogoś go znaleźć i jeszcze uciec wraz z nim! Ja...
- Obiecaj. Obiecaj mi to, błagam! - elfka wybuchnęła płaczem. - Obiecaj... Inaczej moje życie straci sens.
Elf westchnął z irytacją i spojrzał na wschodzące słońce.
- Dobrze. Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy.

*

Dwie armie ustawiły się na krańcach rozległego pola. Słońce już wzeszło i oświetiło ich równy szyk. Zalśniły srebrne i złote zbroje, zabłysły groty włóczni i martwe oblicza tarcz. Tysiące świateł promieniowało od tysięcy ludzi i elfów.
Wcześniej, gdy żołnierze ustawiali się i szykowali do bitwy wszędzie panował głośny, nieprzerwany hałas. Teraz wszystko ucichło. Nawet ptaki przestały śpiewać, a płynąca nieopodal rzeka zdawała się szumieć ciszej. Wszystko zastygło w oczekiwaniu na bitwę.
Vindel stał z przodu, razem ze swoimi żołnierzami z siódmej chorągwi królewskiej. Bystrymi, elfickimi oczami obserwował pole i wrogą armię. Nikt nie wiedział kogo tak naprawdę szukał. Nikt oprócz Miniwiany, pozostawionej w obozie. A elf patrzył bacznie i znalazł. Jego oczy przykuł stojący na tylnych łapach złoty lew zdobiący srebrną tarczę. Nie dostrzegł twarzy właściciela godła, zasłoniętej przez srebrny hełm, ale nie miał żadnych wątpliwości.
Z trudem przełknął ślinę i poczuł ukłucie w sercu.
Co jeśli nie wypełni obietnicy danej Mini? Może nie zdąży dotrzeć do Boliena, zanim zrobią to inni? A jeżeli przyjaciel go nie posłucha? Albo wcześniej... Vendil sam zginie?
Tych wszystkich 'jeśli' było zbyt wiele. Skąd miał wiedzieć, czy uda mu się uratować przyjaciela? Nie wiedział. Miał tylko nadzieję.

*

Po drugiej stronie pola młody rycerz z lwem na godle, siedział na koniu, wiercąc się niecierpliwie. Nie mógł się doczekać bitwy.
Od kiedy wyciągnęli go z Ogrodów wciąż pobierał nauki. Nie miał żadnych atrakcji, żadnych przygód. Nie to co w dzieciństwie.
Poza tym usiłowali sprawić, by o wszystkim zapomniał. Wbić mu do głowy ich własne, urojone poglądy. Zrobić z niego bezmyślną maszynę do zabijania w otoczce idealnego, młodego rycerza. To po to był giermek, tradycje, stary język, bale i wszystko. Fałszywe pozory, kryjące bolesną prawdę. To, czego naprawdę chcieli. Udało im się.
W końcu tu był. Siedział na koniu, gotów jechać i ciąć mieczem, zabijać elfów na prawo i lewo. Choć między wrogą armią mogli być jego przyjaciele ruszał tam, na bitwę i mord.
Tak, udało im się. Poniekąd.
Bowiem naprawdę Bolien nie zapomniał. Nie wszystkiego. Wciąż miał przed oczami sceny z dzieciństwa, przyjaciół, ukochaną i szczęście. To, co mu odebrano.
Doskonale o tym pamiętał i był wściekły na tych ludzi. Ale nie zdradzał się, bo nie chciał budzić podejrzeń i znów do nich wrócić. Znów być 'szkolonym'.
Za żadne skarby świata tego nie chciał.
I dlatego stał tu, gotów by zabijać.

*

Majestatyczną ciszę przerwały gongi. Ludzie uderzyli mocno o bębny, w odpowiedzi elfy zadęły w rogi. Obie armie ruszyły, z głośnym krzykiem i brzękiem zbroi. Świsnęły strzały.
Słońce było wysoko na niebie. Ptaki ucichły całkiem, bo odleciały przerażone hałasem. O rzece nie można było powiedzieć nic, bo zagłuszył ją odgłosy żołnierzy.
Armie zderzyły się z brzękiem, tupotem i jękiem pierwszych rannych. Byli przyjaciele rzucili się na byłych przyjaciół, byli sojusznicy zabijali byłych sojuszników, bo wszyscy myśleli, że są wrogami. I tylko jeden elf bezskutecznie szukał dawnego przyjaciela. Ten zabijał, ślepo i chorobliwie zachwycony, niczym narkoman oddzielający biały proszek.
Nic nie miało znaczenia. Był tylko powszechny hałas i jęk.
Lała się krew.

*

Taki trochę spóźniony post, bo chciałam go dodać w weekend, ale nie  miałam Weny :-(. Teraz też dodaję świeżo po napisaniu i wstawiam na telefonie więc pewnie są jakieś literówki  i błędy, cóż jutro poprawię ale na razie musicie mi wybaczyć.
Pozdrawiam :-D
~Anelim

5 komentarzy:

  1. A można prosić o kontynuację? O jeden post, w którym opiszesz przebieg bitwy? Tak cichutko proszę. Czytając, przypomniałam sobie jak ja pisałam takie rozdziały u siebie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak to teraz czytałam to od razu mi się przypomniała bitwa, w której zginął Referin ;-). Cóż, w mojej głowie powoli kiełkuje kontynuacja i wątki poboczne... Zawsze tak jest, właściwie Vendil i Miniwiana pojawili się dopiero w trakcie pisania, na początku miały być tylko fragmentt z Bolinem.
      Ale mam tyle pomysłów i o kontynuację poprzedniego opowiadania również mnie poproszono. Chyba tak będzie zawsze, po prostu lubię trzymać w napięciu i nie ujawniać wszystkiego ;-).
      Mimo to sądzę, że druga część 'Bitwy' się pojawi, ale nie w najbliższym czasie. Jak na razie na sobotę planuję reckę, zaś następny post należy do Caxi ;-)
      Pozdrawiam
      ~Anelim

      Usuń
  2. Czuję się zaszczycona, że mnie zacytowałaś *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Juchu!
    Kolejny post!
    Juchu!
    Znowu elfy( które osobiście darzę wielką sympatią).
    Mam nadzieję, że next nie długo.
    Ticci, Time i Sweet

    OdpowiedzUsuń