Płatki śniegu
To wszystko spada na nas tak nagle, niespodziewanie. Czasem jest odkupieniem naszych grzechów, lecz przecież spotyka też niewinnych. Wtedy to igraszka, maleńka zachcianka zła. I z jej powodu cierpimy. My, samotni i opuszczeni.
*
Płatki śniegu delikatnie opadały na ziemię. Cichutko, powolutku, ale zarazem tak skrupulatnie pokrywały uschłą trawę. Były jedynie zapowiedzią zbliżającej się burzy.
Choć ani one, ani nic innego nie wskazywało na śnieżną zamieć, doskonale wiedziałam, że ta nadejdzie. I to wcale nie z powodu prognozy. To się czuło w powietrzu. Ciężkie, stalowe chmury uległy jakby małej zmianie od wczoraj. Nie były już tylko wielkimi, puchowymi skarbnicami płatków śniegu. Wyraźnie widziałam zamkniętą w nich energię, niecierpliwie czekającą, by się uwolnić. Tak, umiem rozpoznawać takie rzeczy. Może to dziwne, ale od zawsze interesuję się pogodą i astronomią. Takie moje hobby. Trochę nietypowe, ale przydatne. Jeśli tylko potrafi się je wykorzystać.
Ja nie potrafiłam. Mając głęboko gdzieś ciężkie, nabrzmiałe chmury, parłam przed siebie wąską, zapomnianą ścieżką. Naturalnie nie prowadziła ona do miasta, do bezpiecznego, ciepłego domu, w którym mogłabym ochłonąć i, siedząc na kanapie z kubkiem gorącej herbaty, przyglądać się zamieci przez okno. Gdzieżby! Nie byłabym sobą, gdybym myślała w tej chwili o odpoczynku i schronieniu. Nie. Zawsze, gdy było mi smutno i źle szukałam samotności. I nic nie robiłam sobie z niedogodności fizycznych, wręcz przeciwnie, chciałam, by bolało, by zagłuszyło moje wewnętrzne cierpienie... Jestem niemądra i dziwna? Tak, bardzo możliwe. Ale nigdy nie było mi tak źle jak dzisiaj...
A to wszystko przez nią. Przez cichą, dumną Panią w czerni. Jedni nazywają ją Końcem, inni Początkiem, jedni widzą w niej jakąś nową Drogę, inni sądzą, że po niej nie ma nic. Jedni się na nią godzą, drudzy próbują przed nią uciec. Ale nieodmiennie wszyscy się jej boją. Nieważne, czy tylko trochę, czy go granic możliwości. Zawsze i wszędzie.
Ja nie umiem jej nazwać. Wiem tylko, że przychodzi cicho i niespodziewanie, a zostawia ból i pustkę. Kiedyś sądziłam, że jeszcze długo nie dane będzie mi tego poczuć. Och, jakże się myliłam!
*
Ścieżkę coraz grubiej pokrywał biały puch. Miejscami była już ledwie widoczna. Ale ja znałam ją zbyt dobrze, by z niej zboczyć. Nawet gdyby uciekła moim oczom, nogi same poprowadziłyby mnie do upragnionego miejsca. Na chwilę oderwałam wzrok od ścieżki i przeniosłam go na rosnące przy niej drzewa. Prawie wszystkie były nagie. Jedynie na dębach jak zwykle wisiało nieco marnych, zbrązowiałych liści. Powoli pokrywały je płatki śniegu, sprawiając, że wszystko; ścieżka, drzewa i całe to miejsce wyglądało jak jakaś zaczarowana kraina. Przypomniałam sobie, jak jeszcze jako mała dziewczynka godzinami oglądałam "Opowieści z Narnii". Potrafiłam skończyć film i z nie mniejszym podekscytowaniem co wcześniej włączyć go od nowa. Teraz wszystko wokół przypominało mi zaczarowany świat Lewisa. Z maleńkim dreszczykiem emocji wyobraziłam sobie, że jestem jedną z rodzeństwa Pevensie i samotnie przemierzam Narnię, poszukując ciepłego domku bobrów, wesołego pana Tumnusa i majestatycznego lwa Aslana. Na chwilę utonęłam w tych przyjemnych marzeniach, prawie całkiem zapominając o zimnie i bólu.
Teraz, kiedy mam nieco lepszy humor wypadałoby opowiedzieć wam moją historię. Cóż, jestem Lena. Chodzę do trzeciej gimnazjum. Jak już mówiłam od dziecka interesuję się astronomią. I chyba nic ciekawszego nie mogę o sobie powiedzieć. Zawsze miałam kochającą rodzinę, w miarę dobre oceny i jakieś tam koleżanki. Mam swoje dziwactwa, ale nigdy nie byłam wyrzutkiem. Mogłam się pochwalić takim normalnym, nie jakimś niesamowitym, ale w gruncie rzeczy przyjemnym życiem. Przynajmniej do czasu, kiedy pojawiła się w nim Natalka.
Ona była moim całkowitym przeciwieństwem. Dynamiczna i wybuchowa, wszędzie wytyczała własne ścieżki i zawsze musiała być w centrum uwagi. Jakimś dziwnym trafem przepisała się do naszej szkoły podstawowej pod koniec piątej klasy. I akurat tak się złożyło, że, gdy przyszła siedziałam sama w ławce. Jak zwykle wyglądałam przez okno i pilnie obserwowałam niebo. Wtedy usiadła obok mnie i jak gdyby nigdy nic przywitała się. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia, tamtego momentu.
*
Byłam nieco zdenerwowana, że zakłóciła mi obserwację. Na niebie pojawiły się dziś naprawdę niesamowite chmury. Mimo to zdobyłam się na uprzejmość i odparłam niemrawo:
- Hej, ja jestem Lena.
- Och, Lena! Naprawdę? Jakie piękne imię... Zawsze chciałam mieć takie...
- Serio? Cóż, faktycznie, nie narzekam...
- Wiesz, wasza szkoła jest niesamowita! Cieszę się, że się tu przeprowadziłam. Mama mówiła mi, że będzie fajnie i miała rację...
Byłam zdumiona jej wylewnością i podekscytowaniem. Z reguły każdy dzieciak, który musi zmienić szkołę tuż przed jej końcem i odnaleźć się wśród ludzi, którzy spędzili ze sobą ładnych parę lat i są ze sobą dość zżyci, jest załamany i cicho siada na wskazanym miejscu, mrucząc ciche "cześć". A ona zachowywała się tak jakbym to ja była tu nowa! Nieco mnie to zirytowało i dlatego odpowiedziałam dość oschle:
- Sądzę, że to tylko twoje pierwsze wrażenie. Szkoła jak szkoła, pełna idiotów, bufonów i wymagających nauczycieli.
- Nie przesadzaj, na pewno nie jest aż tak źle....
- Owszem jest.
I, uznając rozmowę za skończoną, odwróciłam ponownie głowę w stronę okna. Ona jednak mówiła dalej:
- Masz strasznie pesymistyczne nastawienie!
Westchnęłam.
- Bywa...
- Zawsze jesteś taka niemiła dla nowo poznanych osób?
Poczułam ukłucie zaskoczenia. Ja, niemiła? Cóż, chyba faktycznie tak wyszło...
- A tak w ogóle to co ty robisz?
Na twarz wpełzł mi uśmieszek zadowolenia. Teraz wystarczy, że odpowiem szczerze, a pozbędę się tej natrętnej dziewczyny. Jak każdy uzna mnie za dziwaka i będzie gadać z innymi.
- Obserwuję niebo, by przewidzieć jutrzejszą pogodę.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie wybuchnęła śmiechem. Nie uniosła brwi w geście niedowierzania, nie spytała, czy ze mną wszystko w porządku... Ona...
- To niesamowite! - wykrzyknęła z podziwem. - Potrafisz oszacować takie rzeczy na podstawie samego patrzenia w niebo?
Odwróciłam się do niej, nawet nie zdając sobie sprawy z szerokiego uśmiechu rozjaśniającego moją twarz. Teraz dostrzegłam, że wcale nie jest taka zwyczajna. I że wbrew pozorom mogę znaleźć z nią wspólny język.
*
Od tamtego momentu pozostałyśmy nierozłączne. Zaczęło się niewinnie - wspólna ławka, pomoc w lekcjach, od czasu do czasu krótkie spotkania. Ale z upływem czasu coraz bardziej się do siebie zbliżałyśmy. Oczywiście nie zapomniałam o wcześniejszych koleżankach - razem tworzyłyśmy taką jakby paczkę. Jednak to Natalka była moją prawdziwą przyjaciółką. Jej mogłam powiedzieć wszystko.
Tak, wiem, że ta historia was nudzi. Wiem, że wielu nie wierzy w prawdziwą przyjaźń. I wiem, że dlatego to wszystko wydaje się być papierowe. Ale takie rzeczy naprawdę się zdarzają. No i wcale nie są tak piękne i szczęśliwe, jak mogłoby się wydawać.
Ścieżka skręciła, a drzewa rozstąpiły się, ukazując rozległe pole, prawie całkiem pokryte już śniegiem. Teraz, gdy niebo stało się znacznie ciemniejsze, a białe płatki sypały coraz gęściej naprawdę poczułam się jak w Narnii. I mimo, że było mi bardzo zimno poczułam ten rodzaj zachwytu, który wnika w najmniejsze zakamarki naszego ciała i przechodzi przez nie cudownym dreszczem. Nagle wydało mi się, że na świecie nie ma nic, oprócz mnie i tego wspaniałego miejsca. Byłam całkiem sama i niczym jakaś wybranka mogłam podziwiać piękno zaklętej, śnieżnej krainy. W tej chwili wiatr zadął silniej, przejmując mnie zimnem aż do szpiku kości. Magiczna atmosfera zgasła, niczym płomień świeczki, a ja znów poczułam się samotna i opuszczona. Znów cierpiałam, znów ogarnęły mnie wspomnienia....
*
Poszłyśmy z Natalką do tego samego gimnazjum. Tam też byłyśmy nierozłączne, tam też rozkwitała nasza przyjaźń. Widziało się to na każdym kroku. Niektórzy zazdrościli nam takiego skarbu. Poznałyśmy miłe dziewczyny i fajnych chłopaków, miałyśmy życie o jakim marzy prawie każda nastolatka.
Ale to było zbyt piękne, by mogła trwać długo.
Pod koniec drugiej klasy Natalka wdała się w złe towarzystwo. To były osoby z równoległych klas, do których nigdy czułam zbytniej sympatii. Przestrzegałam Natalkę przed nimi, ale ona nie chciała mnie słuchać. To było zawsze jej wielką wadą - pragnęła być popularna i nikt nie mógł zmienić jej zdania za żadne skarby. Nawet ja.
Oczywiście nadal byłyśmy przyjaciółkami. Czasem też spotykałam się z jej nowymi kolegami i koleżankami. Nie ufałam im. Nie zdziwiłam się, gdy na jednym ze spotkań wyciągnęli alkohol. Odmówiłam wtedy i wstałam, chcąc odejść. Natalka usiłowała mnie zatrzymać, ale ja nawet o tym nie myślałam. Wyszłam i pociągnęłam ją za sobą.
Opuściłyśmy imprezę, ale moja przyjaciółka wcale nie była z tego zadowolona. Narzekała, że ominęła nas genialna zabawa. Nie mogłam w to uwierzyć! To była dla niej zabawa? Założę się, że oprócz alkoholu ci ludzie mieli jeszcze gorsze rzeczy. Powiedziałam jej to, a ona stanęła w obronie "kolegów". To był pierwszy raz kiedy się pokłóciłyśmy.
Mogłoby się wydawać, że się od siebie oddalimy. A jednak jakimś dziwnym trafem pozostałyśmy przyjaciółkami. Nie chodziłam już na spotkania z jej nowymi znajomymi, o co miała do mnie żal. Mnie bolało to, że ona ich nie rzuciła. Ale nadal mówiłyśmy sobie wszystko. Nasza przyjaźń nadal była niesamowicie silna.
I wtedy to się stało.
*
Byłyśmy już w trzeciej gimnazjum. Siedziałam w domu, czytając jakieś kiepskie romansidło dla nastolatek, a na zewnątrz panował zimny i ciemny, grudniowy wieczór.
Natalka znowu poszła na jakąś "wielką, wspaniałą" imprezę z "popularnymi i fajnymi" osobami. Przez cały dzień o tym gadała i do ostatniej chwili namawiała mnie, bym poszła z nią. Nie chciałam. Wolałam lipne romansidło i kubek herbaty. Jestem dziwna? Już mówiłam, że tak.
Co prawda nie martwiłam się już tak o Natalkę, ani nie wymawiałam jej tych imprez. Nic złego się nie działo, więc może i ci "popularsi" nie byli tacy okropni. Może, ale takie coś po prostu nie było dla mnie. Próbowałam jej to wytłumaczyć, choć wątpię, by mnie zrozumiała.
W tej chwili przestałam już o niej myśleć, bo to kiepskie romansidło okazało się być całkiem interesujące. Wciągnęłam się w nie szybko, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się teraz na śliskiej, ciemnej drodze, nieopodal domu Natalki. Nie usłyszałam cichego szeptu skrzydeł Pani w czerni. Przeszła obok mnie cicho, wiedząc, że to nie ja mam odejść. Nadal nie rozumiem, jak mogłam jej nie zauważyć, dlaczego nie przewidziałam...
Nagle zadzwonił telefon. W pierwszej chwili aż podskoczyłam ze zdumienia i... strachu? Nie wiem czemu, ale ten niespodziewany dźwięk sprawił, że przeszedł po mnie dreszcz grozy. Sięgnęłam po komórkę i mruknęłam nieco nieprzytomnym głosem:
- Tak słucham?
W telefonie odezwał się głos mamy Natalki. Z początku uśmiechnęłam się. Lubiłam ją i wiedziałam, że i ona darzy sympatią mnie. Obie byłyśmy zgodne w sprawie nowych znajomych Natalki.
Jednak, gdy usłyszałam jej słowa i gdy powoli zaczynałam rozumieć ich sens uśmiech spełzł z mojej twarzy. I choć to wszystko wydawało mi się nieprawdopodobne znowu zadrżałam, a pokój nagle wydał mi się przeraźliwie zimny.
- Co pani mówi? - spytałam głucho, obcym głosem.
Odpowiedziało mi łkanie i zduszone słowa:
- Lenko, to prawda... Był wypadek.... Natalka....ona.... wracała autem i z jakimś pijanym mężczyzną... Ja... nie wiem... Musisz szybko przyjechać, bo... masz mało czasu....
Nie usłyszałam dalszych słów. Telefon wypadł z mojej ręki.
*
Stałam na skraju zbocza wpatrzona w bielutki świat i ciemne niebo. Na środku pola stało wielkie, majestatyczne drzewo z gałęziami pokrytymi śnieżnym puchem. Znalazłam wreszcie samotność, której szukałam. A mimo to nie było mi lepiej.
Teraz znacie już moją historię. Wiecie dlaczego jestem taka smutna i zdruzgotana. Zrozumieliście może nawet po co przyszłam na skraj tego zaczarowanego pola.
Wiem, że zaczynam dość nudno, a kończę zbyt szybko. Ale cóż mogę wam powiedzieć?
Nie zdążyłam dotrzeć do Natalki tamtej nocy. Nie zamieniłam z nią ostatnich słów, nie powiedziałam tego wszystkiego co cisnęło mi się na usta, nie spojrzałam w jej wielkie, niebieskie oczy.
Pogrzeb pamiętam jak przez mgłę, tak jak i to co było potem. Moje życie jakby straciło sens i nikt, bez względu na starania, nie był w stanie mnie pocieszyć. Rodzice nie mieli już nawet nic do tego mojego wymykania się i szukania samotności.
Nie wiem co wam powiedzieć. Teraz gdy opisałam to wszystko jest mi jeszcze gorzej i smutniej. Płatki opadają wolniej i rzadziej, a wiatr chyba ustał. Nie ma żadnej burzy, choć przecież byłam jej pewna. Czyżbym po raz pierwszy się myliła?
*
W kieszeni kurtki zadzwonił telefon. Mama. Powinnam chyba wrócić do dawnego życia. Przeboleć i funkcjonować dalej. Tylko, że nie potrafię. Nie mam pojęcia, jak iść do szkoły bez świadomości, że jak zwykle będzie na mnie czekała Natalka, że znów usiądziemy razem i będziemy trwać przez wszystkie lekcje. Nie wiem co robić z wolnym czasem bez niej i komu się zwierzać. Komu opisywać położenie chmur i przepowiadać pogodę.
Choć, jak widać i tego już nie umiem, bo po burzy nie ma śladu. Płatki śniegu przestały padać, a świat zaległ w bieli i ciszy.
Niebo jest ciemne. Tak ciemne, jak płaszcz Pani w czerni.
*
Eee... Miłej niedzieli? XD
To opowiadanie powstało, bo chciałam napisać coś co nie będzie:
a) fantasy
b) romansem
c) będzie czymś oryginalnym na tle innych moich prac
Ale jednak nie jest, bo i ono kończy się smutno. Cóż, nie potrafię pisać inaczej.
Mam nadzieję, że wam się podoba i kończę, by zabrać się za Liebster Awards (tak, zostałyśmy nominowane!!!)
Pozdrawiam
~Anelim
Ps. Nie znalazłam dobrego cytatu, a to coś na początku jest moim wymysłem, bo jakoś pasowały mi tu takie słowa ;-)
Hmm....
OdpowiedzUsuń(Tak, zaczęłam myśleć)
Jakoś nie wciągnęło mnie to opowiadanie. Nie mówię, że jest złe. Po prostu nie jest dla mnie. Nie miałam czasu na polubienie bohaterów, na spróbowanie włączenia się w ich uczucia.
Powtarzam jednak, że nie znaczy to, że coś z notką jest nie tak. :)
Gratuluję nominacji LBA :D
Rozumiem bardzo dobrze, nawet moja mama stwierdziła, że jest w nim za mało akcji i że muszę je skorygować ;-). Widać obyczaj nie jest dla mnie, muszę wrócić do starej, dobrej fantasy...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń