Czego nie robić przed ślubem...
Roześmiana grupa dziewcząt wbiegła do jeziora, w ruchu zdejmując z siebie ubrania. Tutaj nikt ich przecież nie zobaczy, nikt nie wie o tym niewielkim zbiorniku wodnym, położonym w głębi lasu, niedaleko dwóch czarodziejskich szkół. Zresztą któż zagłębia się bliżej tych niebezpiecznych dla niewtajemniczonych osób budynków? Mogły tu śmiać się i świętować do woli - a było co! Za kilka godzin jedna z nich wychodziła za mąż! Nie potrafiły nacieszyć się jej spełnieniem i odnalezieniem jej księcia, może nie na białym koniu, ale w białym aucie, którym już niedługo mieli wyjechać z ich małej wioski w podróż poślubną. A później? Studia, praca - świat stał przed nimi otworem! Przecież byli młodzi i pełni życia, przynajmniej on. Ona, nawet teraz ukrywała twarz pod pasmami jasnobrązowych włosów, nie chlapiąc się ani nie chichocząc z innymi. Stała po kolana w wodzie, nadal w bieliźnie i koszuli, jakby zastanawiała się, czy warto wejść.- Choć, Meg! To przecież Twój wielki dzień!
W końcu brunetka rzuciła za siebie koszulę, po czym popłynęła na środek jeziora, unikając chlapania koleżanek. Od zawsze wolała samotność i ciszę. Cały dzień prześladowało ją uczucie, że ktoś ją śledzi, nie miała pojęcia dlaczego. Nie znała nikogo, kto życzyłby jej źle, jej - szarej myszce, która w jakiś sposób znalazła sobie męża. Na myśl o Eryku, jej serce przepełniło ciepło, a policzki zaczerwieniły się, pomimo zimna wody. Narzeczony był ideałem - kochany, zawsze gotowy jej pomóc, a za razem ambitny i często uparty. Czy na niego zasługiwała? Nie wiedziała.
- Pokaż jak wyglądasz w sukni ślubnej, Meggy, skoro ją już tu przytargałaś - dziewczyna ocknęła się, że koleżanki już wyszły z wody, a ona powinna im towarzyszyć. Szybko dopłynęła do brzegu, szczególnie że gdy przestała myśleć o Eryku, dziwne uczucie obserwowania powróciło. Brunetka założyła suknię ślubną, całą uszytą przez nią samą. Koleżanki od razu skomplementowały, przecież Meggy miała zawsze pociąg do szycia, szczególnie odkąd dostała nowiutką maszynę. Szykowały się do odejścia, w końcu za kilka godzin muszą już być gotowe i zrobione na bóstwa! Megan zaczęła zdejmować suknię, kiedy one były już wytarte i przebrane.
- Idźcie, nie czekajcie na mnie - mruknęła. Nienawidziła, kiedy ktokolwiek na nią czekał.
- Na pewno, Meggy?
- Na pewno.
Kiedy ich głosy ucichły, dziewczyna została sama z niesamowitym (bo przecież nieistniejącym!) obserwatorem. Niemal czuła na sobie czyjś wzrok. W tym momencie usłyszała, jak łamie się gałązka w lesie tuż za nią. Zmartwiała, w odruchu obronnym chwyciła leżący pod nogami ręcznik. Spomiędzy drzew wynurzył się...
- Nie możesz widzieć panny młodej przed ślubem - zachichotała jak mała dziewczynka, po czym rzuciła się ukochanemu w ramiona. Uczucie obserwacji nie minęło, ale przy Eryku mogła je ignorować. Mogła wszystko ignorować. Chłopak przyciągnął delikatnie jej twarz, po czym ich usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwali, Eryk odgarnął jej włosy z twarzy, bo nie lubił kiedy przyszła żona się pod nimi ukrywała. Uważał, że powinna pokazywać swoją piękną twarz światu, który nie docenia jej jedynie ze względu na niską samoocenę.
- Serio powinieneś stąd iść, dziewczyny mnie zabiją, gdy się dowiedzą, że kiedyś pokazałam Ci to miejsce...
- Nie przejmuj się nimi chociaż raz - Eryk zlustrował od stóp do głów narzeczoną swoimi jasnozielonymi oczami. Miała już na sobie jeansy i zapiętą koszulę, jednak buty i sweter leżały obok w trawie.
- Może rzeczywiście powinienem iść? Ale ty musisz się ubrać i stawić za godzinę u Kariny na malowanie paznokci - pogroził jej palcem, dziewczyna znów zachichotała. Musnął ustami jej policzek, po czym krzyknął:
- Do zobaczenia za cztery godziny przy ołtarzu! - odszedł. Gdyby wiedział, że było to jego ostatnie spotkanie z ukochaną, zostałby, pomógł założyć buty i sweter, lepiej zapiąłby przekręcone guziki koszuli. Gdyby wiedział, może wziąłby ją w ramiona i zaniósł do kosmetyczki Kariny. Gdyby wiedział wszystko potoczyłoby się inaczej. Niestety nie wiedział nic.
Meggy stała na brzegu, ale coś ciągnęło ją do chłodnej wody, w której była raptem dziesięć minut. Jakaś nieokreślona siła i ochota. Nie wiedziała kiedy, ubrała suknię ślubną i w stanie zaburzonej świadomości weszła do wody. Ktoś tu jest! Ktoś chce Cię mieć! Uciekaj! - podpowiadał umysł. Jednak jakaś część podświadomości śpiewała słodko pieśń ciągnącą do wody, do chłodu. Im bliżej środka jeziora, tym słowa stawały się jaśniejsze i przestawały być melodią, a jakimś szeptem kuszącego głosu. Woda akompaniowała swym cichym szumem, choć powierzchnia jeziora była całkiem gładka. Woda? Prosty związek H2O? Nie, to była część dziewczyny, jakiś spokojny fragment umysłu, woda w niej żyła, żyła nią... Megan zapomniała się w tym wszystkim, w tych szeptach i szumach, jakby nie było nic ważniejszego na świecie. Przez chwilę ujrzała w głowie obraz Eryka, jego ciemnych oczu, prawie czarnych włosów, układających się jak zwykle idealnie. Jasna cera, postać górująca nad nią choć niewiele, jego dotyk na jej skórze, elektryzujące uczucie przeszywające ją, kiedy ich usta się łączyły...
Zapomnij! - zawołał szept w jej głowie.
Zapomniała.
Potem już było prościej - niknęła w odłamach pamięci rodzina, niknęły przyjaciółki, kumple, rodzinny dom, pamiętnik w skórzanej oprawie, pies. Zapominała wszystko, po kolei lub bez składu i ładu. Miała wrażenie, że tonie w wodzie swego umysłu, teraz już prawie pustego i szarego.
Umieram? - zapytała sama siebie.
Nie, ty tylko zapominasz - odpowiedział spokojnie szept.
Już o nic nie pytała, przyjęła swój los tak jak zawsze ze spokojem. Przecież nie pamiętała nic co mogłoby ją trzymać w tym świecie, nic kluczowego, nic pięknego ani cudownego. To już nie była Megan, lecz wrak człowieka, czysta kartka, na której można napisać co tylko się zechce.
W końcu ujrzała właścicielkę głosu. Miała blond włosy o mysim odcieniu, wielkie ciemnozielone oczy i śniadą cerę, a na sobie zwiewną białą sukienkę, falującą w wodzie. We włosach dwie lilje, na nogach obwiązane sznury pereł. Była piękna.
Wreszcie znalazłam sobie zastępczynię. Odchodzę stąd, teraz jest to twoje jezioro. Teraz ty będziesz z nim związana, dopóki nie znajdziesz nikogo innego na swoje miejsce. A uwierz mi, jest bardzo trudno.
Dziewczyna wypłynęła z wody na powierzchnię, Megan za nią. Dziewczyna dopłynęła do brzegu, Megan za nią. Dziewczyna wyszła na brzeg, Megan za nią. Dziewczyna pobiegła w las, a Megan... Czuła, że z każdym krokiem, który oddala ją od jeziora, umierała. Musiała wrócić do wody i słuchać perlistego śmiechu tamtej, jedynego wspomnienia, które pozostanie z nią na wieki.
***
Megan Melanie Katherina Parker została uznana za zaginioną dnia 8 czerwca 1964 roku. Ciała nigdy nie odnaleziono.
***
Eryk biegł przez las, garnitur niemiłosiernie szarpały krzaki jeżyn i malin. Strój go nie obchodził, bo po co mu wspaniały ubiór, skoro nie ma panny młodej? Co się stało, że Megan nie przyszła? Stali przed kościołem godzinę, później Karina napomknęła o tym, że dziewczyna nie stawiła się u niej w salonie kosmetycznym. Eryk nie wierzył w ucieczkę Megan, przecież była z nim taka szczęśliwa! Tak się cieszyła na ślub, wesele, pokój hotelowy wynajęty specjalnie na noc poślubną... Pamiętał iskierki w jej oczach, uśmiech na jej twarzy. Utonęła? A może zaczęła pływać i zapomniała o pilnowaniu czasu? A może się speszyła? Wiedział, że jedynym miejscem, nad którym nie sprawdzali czy jej nie ma było to przeklęte jezioro. Las się przerzedził, chłopak z rozpędu niemal wbiegł do chłodnej wody. Na brzegu nie leżało nic, nawet ręcznik czy też ubranie Megan. Czyli jej tu nie było! Rozejrzał się, przeszedł wokół jeziora, nasłuchując najmniejszego szmeru lub trzasku gałązki. Odgarniał krzaki, jakby narzeczona miałaby znaleźć się pod nimi. Nic. Jak gdyby Megan tutaj nigdy nie było. Zfrustrowany opadł na piasek, jezioro odpowiedziało mu głuchą ciszą. Przymknął oczy, było sennie i leniwie... Bez śladu nikogo żywego, nawet jakiegoś owada. Przeklęte jezioro.
- Szukasz kogoś? - usłyszał nad sobą melodyjny głos. Głos niewątpliwie należący do kobiety. Podniósł głowę i ujrzał nad sobą piękność o blond włosach i dużych, malachitowych oczach. Miała na sobie białą, zwiewną sukienkę i dwa sznury pereł na szyi.
- Szukam, ale nie sądzę, żebym ją znalazł - mruknął lekko oszołomiony - Co ty tutaj właściwie robisz? Kim jesteś?
- Ja? Jestem María, córka kucharza z pobliskiej wioski - powiedziała szybko i nieskładnie, wpatrując się w swoje bose stopy. Po chwili odgarnęła włosy i westchnęła ciężko.
- Zresztą po co mam Cię okłamywać?... Uciekłam z Hidekrii, biegłam tutaj przez las, żeby wydostać się z tej koszmarnej szkoły. Na pewno wiesz jak przerażające metody stosują w czarodziejskich szkołach. Kiedyś w to nie wierzyłam, ale kilka lat temu przyszli po mnie do domu i tak po prostu zabrali. Udało mi się w końcu im umknąć - wzdrygnęła się, najpewniej z zimna.
- Skoro tak... Mogę zaprowadzić Cię do wioski - zdjął garnitur i okrył nim nieznajomą, nadal zdziwiony. Nie wiedział przecież, że jest pod wpływem zaklęć dawnej nimfy - ale nadal mi się nie przedstawiłaś.
- Isabel Smith.
- Eryk Gastoleski.
***
Isabel Smith i Eryk Gastileski przyjęli sakrament małżeństwa 12 września 1965 roku. Mieli trójkę dzieci, byli szanowaną rodziną.
~~
Tym optymistycznym akcentem kończymy /Caxi
Podziwiam Was za tak szybki start i częste dodawanie postów. Mam nadzieję, że to się utrzyma, bo wydaje mi się, że właśnie systematyczność we wrzucaniu jest kluczem do otrzymania i utrzymania zaufania czytelników. :)
OdpowiedzUsuńWoooooow!
OdpowiedzUsuńMind Fucka zaliczyłam. To jest genialne, super!
Pozdrawiam
Ticci